Strona:PL Lord Lister -41- Czarna ręka.pdf/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mych „kolegów“ po fachu. W tej kolekcji znajduje się model latarki identyczny z przedmiotem, trzymanym w ręce przez ową damę.
— Może ta latarka należała do Mortona? — odpadł Charley Brand.
— Nonsens — odparł John Raffles — Poco mu ślepa latarka, skoro magazyn oświetlony jest elektrycznością?
— Niewątpliwie — odparł Charley Brand. — Mówiłeś mi jednak, że mister Morton posiada służącego. Gdyby istotnie ubiegłej nocy popełniono u niego jakąś zbrodnię, odkrytoby ją dzisiejszego ranka i dowiedzielibyśmy się o niej z gazet. Tymczasem w gazetach nie ma o tym ani słowa.
— Masz rację — odparł Raffles.
Zapalił nowego papierosa.
— Mimo to przeczucie mi mówi, że stoimy wobec tajemnicy, którą należałoby wyjaśnić. Mister Morton posiada na składzie wspaniałe perły. A perły, jak wiesz, stanowiły zawsze moją pasję. Nie chwaląc się, mogę powiedzieć, że miałem już w swym ręku najpiękniejsze ich okazy. Prawdopodobnie jeszcze dzisiejszej nocy obejrzę kolekcję pereł Mortona.
Charley Brand zaśmiać się. Lord Lister spojrzał na niego ze dziwieniem.
— Śmieję się z twego wyrażenia — rzekł. — „Obejrzę perły Mortona“! To wspaniałe! O ile wiem, nigdy dotąd nie oglądałeś wartościowych przedmiotów, aby ich sobie nie przywłaszczyć.
— To się rozumie samo przez się — odparł Raffles i dodał, spoglądając na zegarek. — To mój sport.
Po kilku chwilach podniósł się z fotelu i włożył leżące na krześle futro.
— Wychodzisz? — zapytał Charley Brand.
— Tak — odparł przyjaciel. — Mam zamiar kupić jakąś drobnostkę u Mortona. Jeśli chcesz możesz mi towarzyszyć.
Obydwaj przyjaciele opuścili mieszkanie. Przed sklepem jubilera zatrzymali auto. Weszła do magazynu. Za ladą stał jakiś młody człowiek, którego Raffles nie widział w sklepie w czasie swej poprzedniej wizyty.
John Raffles skinął protekcjonalnie głową i zapytał:
— Czy jest pan Morton?
— Nie — odparł subjekt. — Mister Morton wyjechał na kilka dni i ja go zastępuję.
— Dziwi mnie to bardzo — odparł Raffles — umówiłem silę z pańskim szefem w ważne] sprawie. Zamierzam bowiem kupić bardzo drogi naszyjnik z pereł.
Młody człowiek nie wiedział co ma odpowiedzieć.
— Przypominam sobie — rzekł — że mister Morton zapowiedział pańską wizytę i prosił, abym panu pokazał naszyjnik z pereł.
W oczach Rafflesa zapaliły się zimne błyski. Trzymał ofiarę w swym ręku. Młody człowiek kłamał. Raffles nigdy nie rozmawiał z Mortonem na temat kupna naszyjnika z pereł, atni też nie ustalał z nim daty spotkania.
— Czy mógłbym zobaczyć naszyjnik? — zapytał.
— Bardzo żałuję — odparł młody człowiek — ale posłałem go dziś rano pewnej pani, która również nań reflektuje.
— Zdumiewa mnie wasz sposób prowadzenia interesu — rzekł Raffles, podnosząc głos. Zapłaciłem już przecież Mortonowi połowę ceny i otrzymałem nawet pokwitowanie. W żadnym wypadku nie wolno mu sprzedawać tych pereł komu innemu.
— Proszę nam wybaczyć — rzekł młody człowiek, usiłując ukryć zmieszanie. — Mister Morton zapomniał prawdopodobnie o tym. Musiał opuścić Londyn w pośpiechu.
— Kiedy będę mógł otrzymać moje perły? — nalegał Raffles.
— Za dwie godziny będę je miał w magazynie.
— Dobrze. Jeśli będę mógł, powrócę jeszcze dziś wieczorem. Gdybym nie mógł przyjdę jutro rano około godziny dziewiątej. Dopiero jutro bowiem mam je komuś podarować.
Gdy Raffles znalazł się wraz z Charleyem w aucie uśmiechnął się i rzekł:
— Myszy wpadły w pułapkę. Nie myliłem się. Mimo sprawności naszej sławnej londyńskiej policji popełniono tej nocy potworną zbrodnię. Gotów jestem postawić dziesięć funtów sterlingów przeciw jednemu pensowi, że tak jest, jak mówiłem.
Auto zatrzymało się przed willą lorda Listera na Regent Park.
— Jeżeli masz zamiar wrócić dziś jeszcze do magazynu jubilerskiego, powinieneś się pośpieszyć — rzekł Charley Brand.
— Nie mam zamiaru wracać tam dziś wieczorem. Odłożę tę wizytę jak to jest moim zwyczajem, aż do późnej nocy. Perły będą tam z pewnością. Chciałem to sobie jedynie dziś zapewnić.
Raffles rzucił rozkaz szoferowi, aby pojechał w kierunku wybrzeży Tamizy, lubił bowiem przechadzać się wieczorami po wspaniałych szerokich bulwarach.
Nagle ciszę wieczoru przerwała burza młodych głosów. Sprzedawcy gazet wieczornych wbiegli pędem na bulwary.
— Petrosino, postrach Maffi został zamordowany w Palermo!
Raffles kupił gazetę. W świetle ulicznej latarni przebiegł wzrokiem treść sensacyjnego artykułu i podał go Charleyowi.

Amerykański detektyw zabójcą!
Rzym, 15 marca.

Sławny detektyw z New-Yorku, Petrosino, przezwany postrachem słynnego stowarzyszenia tajnego „Manoveira“ został tej nocy zabity w Palermo kulą rewolwerową.
Petrosino, Sycylijczyk z pochodzenia, z niewiadomych powodów wróci do swej ojczyzny. „Czarna ręka“ oddawna skazała go na śmierć. Policjant znalazł w jego portfelu dokumenty, dotyczące tajnej organizacji i list od dyrektora generalnego policji włoskiej, pana Leonardi.
Nikt nie zna sprawców zbrodni. Są nimi prawdopodobnie członkowie Maffi, wykonywujący rozkaz swych współbraci z Ameryki“.
— Okropna historia! — zawołał Charley Brand.
— Gazeta jest w błędzie — odparł Raffles. — Centralny komitet „Czarnej ręki“ rezyduje nie w New-Yorku, a w Londynie.
— Skąd o tym wiesz? Czy miałeś kiedyś do czynienia z tą niebezpieczną bandą?
— Wiem o tym od samego Petrosina.
Na twarzy Charley a Branda odmalowało się żywe zainteresowanie.