Strona:PL Lord Lister -31- W podziemiach Paryża.pdf/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po pokoju. Pokój był teraz zupełnie prawie pusty. Stało w nim jedynie łóżko i mały stolik. Wyjął z kieszeni list, który napisał jeszcze w pałacyku przy ulicy Watteau i położył go na stoliku. Wziął lampę zszedł powoli w głąb podziemia. Postawił lampę na pierwszym stopniu i począł coś robić przy ukrytym mechanizmie kominka. W ten sposób uniemożliwił przedostanie sic do podziemia od strony ulicy Bayel. Przed nim na oślizgłych stopniach leżały poszczególne części maszyn i ruchomości które Rapin wniósł z sobą do swego nowego mieszkania. Przeniósł to wszystko powoli do laboratorium Komarczewa.
Późną nocą udał się do swego hotelu, uśmiechając się na myśl o mnie, jaką będzie miał nazajutrz Menuisier gdy przeczyta list, napisany doń przez Rafflesa.

Menuisier nie mógł zmrużyć oka. Tym razem nie dręczyła go już ciekawość, co porabia jego lokator. Chciwość podniecona wspaniałymi perspektywami spędzała mu sen z powiek.
O godzinie piątej rano lichwiarz wyskoczył z łóżka.
Wyszedł do ogrodu. W wynajętym pawilonie panowała absolutna cisza. Nie miał odwagi zapukać do drzwi. Być może, Rapin spał?
Mógł się rozzłościć, że budzą go tak rano...
Stary lichwiarz wrócił do swego pokoju. Oszalały z niecierpliwości począł przechadzać się wielkimi krokami po swym mieszkaniu. Nie mógł usiedzieć na miejscu. Co pół godziny zbliżał się do pawilonu i nadsłuchiwał: z wnętrza nie dochodził najlżejszy szelest.
Wreszcie około godziny drugiej po południu, Menuisier nie mógł już wytrzymać dłużej. Powziął postanowienie i zapukał delikatnie do drzwi Rapina.
Nikt mu nie odpowiedział.
Zapukał powtórnie tym razem mocniej. Bez skutku...
Począł wówczas bić z wściekłością pięściami. Oparł się ze wszystkich sił na drzwiach. — Nie rozumiał tej dziwnie niepokojącej go ciszy.
Przypomniał sobie nagle, że posiada drugi klucz do pawilonu.
Pobiegł do mieszkania tak szybko, ile sił tylko miał w starych nogach. Wrócił po pięciu minutach, niosąc olbrzymi pęk kluczy.
Zapukał raz jeszcze i gdy nie otrzymał odpowiedzi przystąpił do otwarcia drzwi.
Szedł ostrożnie do pokoju, w którym poprzedniego dnia podpisana została umowa. Widok, jaki przedstawił się jego oczom, napełnił go przerażeniem. Pokój był pusty. Stało w nim tylko łóżko i mały stoliczek.
Maszyny oraz narzędzia, których obecność zaskoczyła go poprzedniego dnia znikły, jak zaczarowane. To samo stało się z lokatorem Rapinem.
Czuł, że nogi uginają się pod nim. Rozsunął ciężkie rolety i spostrzegł leżący na stole list. Chwycił go i odczytał adres:

„Wielmożny Pan Menuisier,
Lichwiarz i złodziej kieszonkowy“

Drżącą ręką rozdarł kopertę i otworzył list:
„Ośmielam się twierdzić, że sława moja dotarła już do pana. Ja, Raffles, którego napróżno poszukuje policja całego świata, wynająłem u pana pawilon, przebrany za ubogiego malarza. Teraz skoro pan wie z kim pan ma do czynienia, nie dziwi się pan, że postanowiłem wymierzyć panu sprawiedliwość.
Zabrałem panu, mianowicie, część pańskiego majątku, który zebrał pan z godną pogardy chciwością i okrucieństwem. Pieniądze pańskie ociekają krwią i łzami setek nieszczęśliwych. Dał się pan naiwnie podejść. Banknoty, które zamienił pan w banku były prawdziwe. Nie może pan wszcząć przeciwko mnie żadnych kroków, ponieważ w ręku mym znajduje się drugi egzemplarz umowy. Umowa ta jest dostatecznym dowodem, że chciał pan przystąpić jako wspólnik do przestępczego przedsiębiorstwa fałszowania pieniędzy. Nie może pan nawet zwrócić się do policji o pomoc.
Pułapka, którą zastawiłem okazała się wyjątkowo skuteczna.
Wiem, że zabrałem panu jedynie część pańskiego majątku. Pozostała część wystarczy panu na przyzwoite życie. Życzę więc panu wiele szczęścia i proszę nie wspominać mnie źle.
Pański przyjaciel i niedoszły wspólnik.
John C. Raffles.
Przed oczami starego lichwiarza zatańczyły krwawe kota. Okrzyk bezsilnej wściekłości wyrwał się z jego ust. Bezwładnie zwalił się na ziemię.
Dopiero w godzinę później odnalazła go stara Rozalia i z trudem zawlokła go do pokoju, gdzie przyszedł powoli do siebie.
Poczynając od tego dnia pawilon przy ulicy Bayel stoi pustkami. Pan Menuisier drży na samą myśl o wpuszczeniu nowego lokatora.
Raffles natomiast, wierny swojej dewizie, w dalszym ciągu odgrywa rolę karzącej sprawiedliwości, ścigając bez ustanku tych, którym Kodeks Karny i władze bezpieczeństwa nic uczynić nie mogą.

Koniec.