Strona:PL Lord Lister -31- W podziemiach Paryża.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ka. Odwrócił się na poduszce i wówczas wzrok jego padł na uśpioną Tatianę.
Błysk radości ukazał się na jego twarzy. Miał wrażenie że marzenia senne przybrały formę realną. Nie miał pojęcia jak długo znajdowała się obok niego. Rozumiał, że czuwała u jego wezgłowia i że zmęczenie wielu nocy zwaliło ją z nóg. Odczuwał dla niej głęboką wdzięczność.
Z trudem opanował swoje uczucie.
Tatiana nie spała spokojnie. Trapiły ją widocznie jakieś złe sny, gdyż po przez zamknięte powieki, po policzkach dziewczyny potoczyły się dwie grube łzy.
— Tatiano! — zawołał chcąc ją obudzić. — Młoda dziewczyna otworzyła oczy. Przerażony jej wzrok, padł na Charleya, siedzącego na łóżku.
— Na miłość Boga, co pan robi? Nie wolno się panu przecież ruszać! —zawołała.
Szybko podbiegła do łóżka chorego. Charley usłuchał jej prośby z uśmiechem. Chwycił ją za ręce.
— Czuję się doskonale — rzekł, aby ją uspokoić. — Rana moja zagoiła się już z pewnością. Ale pani jest smutna?
— Przeżywałam we śnie okropne dni mego dzieciństwa. Jeszcze dziś płaczę na samo ich wspomnienie. Gdyby pan wiedział, ile przecierpiałam wybaczyłby mi pan z pewnością wiele rzeczy... Nie jestem taka godna pogardy jak się panu zdaje...
— Pani godna pogardy? — powtórzył Charley z oburzeniem. — Błogosławię Tatiano, los który nas połączył. Wdzięczny jestem Andrzejowi, że mnie zranił! Jakże mogła pani pomyśleć, że ja panią pogardzam? Kocham panią!
Przyciągnął ją do siebie.
— Kocham cię Tatiano... Wiem, jakie kierowały tobą pobudki. Twój cel będzie moim celem.
Otoczył ją ramieniem i ucałował gorąco.

Fałszerze pieniędzy

Pan Emil Menuisier był w nielada kłopocie. Lokator, który wynajmował u niego pawilon, i który przed wczoraj jeszcze winien mu był zapłacić komorne za ubiegły kwartał, nie zjawił się wcale. Właściciel domu nie widział go już od przeszło dwuch tygodni.
Stary kamienicznik nie znał litości dla ludzi, niepłacących punktualnie czynszu komornianego. W lokatorze cenił przedewszystkim jego punktualność. Z oburzeniem rozmawiał kilkakrotnie ze swą służącą Rozalią na temat nagłej zmiany w zachowaniu się wzorowego dotychczas lokatora.
Zdecydował się wreszcie wywiesić na drzwiach domu karteczkę że jest mieszkanie do wynajęcia Nie czekał długo na rezultat. W pół godziny po wywieszeniu ogłoszenia zjawił się pierwszy amator.
Stary lichwiarz obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem. Był to wysoki, młody człowiek o jasnej brodzie i bujnych włosach. Po aksamitnej kurtce i białym krawacie zawiązanym z fantazją można było poznać artystę malarza. Menuisier nie żywił zbyt wielkiej sympatii dla artystów. Zewnętrzny wygląd nowoprzybyłego wskazywał wyraźnie że artysta nie był zbyt faworyzowany przez los.
— Czego pan sobie życzy? — zapytał.
— Chciałbym obejrzeć pawilon oraz ogród, który ma pan do wynajęcia...
— Wynajmę tylko osobom finansowo odpowiedzialnym — odparł sucho właściciel nieruchomości, spoglądając pogardliwie na przybysza, —
Artysta nie odstraszył się tym.
Tonem trwożliwym i pełnym respektu oświadczył:
— Pieniędzy mi nie brak i jeśli pawilon pański spodoba mi się, zapłacę za sześć miesięcy z góry.
Menuisier aż cofnął się ze zdumienia.
Mimo to dodał nieufnie:
— Musiałby mi pan zapłacić czynsz jeszcze przed wprowadzeniem się.
— Zgoda — odparł malarz. —
Uspokojony Menuisier zarzucił na siebie płaszcz i wyjął klucze z biurka. Zeszli na podwórze.
Lokator okazał się człowiekiem miłym i niewymagającym. Wszystko mu się podobało i gdy właściciel domu wymienił mu cenę najmu wyciągnął portfel i wręczył zdumionemu kamienicznikowi półroczne komorne. Oświadczył, że jest portrecistą i nazywa się Rapin.
— Kiedy zamierza się pan wprowadzić? — zapytał Menuisier.
— Dziś jeszcze — odparł malarz. —
— Zdejm ogłoszenie! — zawołał gospodarz do służącej Rozalii. — Pan Rapin wprowadza się dziś jeszcze.
Stara służąca mruknęła coś niezrozumiale i zniknęła we wnętrzu domu. Menuisier wyprowadził swego nowego lokatora na ulicę. Pożegnał się z nim uprzejmie. Wrócił do domu i z zadowoleniem zatarł ręce...

Nie ma pradziwej radości na świecie...
Do uczucia zadowolenia z wynajęcia pawilonu tak dobremu lokatorowi przyłączyło się uczucie niepokoju... Malarz portrecista zachowywał się bowiem w sposób, który dawał panu Menusierowi dużo do myślenia.
Wprowadził się jeszcze tego samego wieczora. Skąpe jego ruchomości stanowiły jaskrawy kontrast z łatwością w uregulowaniu komornego. W ciągu ośmiu dni, zaledwie, raz jeden wyszedł ze swego mieszkania.
Fakt ten wydał się właścicielowi domu bardzo podejrzany.
Jakkowiek Menuisier rzadko widywał swego lokatora, intrygował go coraz bardziej.
Nocą a często i w czasie dnia, kiedy Menuisier przechadzał się po swoim ogrodzie, do uszu jego dochodził od strony pawilonu podejrzany łoskot, coś jakby stukot maszyny...
Menuisier napróżno zachodził w głowę, cóż to mogło być. Okna lokatora zasunięte były stale grubymi roletami. Co Rapin megł robić w swoim mieszkaniu? Skąd wzięła się tam maszyna?
W jaki sposób wniósł ją bez wiedzy właściciela? Meble jego były tak ubogie i nieliczne, że nie mógł z pewnością przemycić nic podejrzanego.
Intrygowało go zwłaszcza, w jaki sposób nowy jego lokator obywa się bez jedzenia i picia? Od wprowadzenia bowiem, nie widział, aby Rapin wychodził dla załatwienia sprawunków.
W mózgu lichwiarza poczęły kiełkować najrozmaitsze myśli na temat podejrzanego zajęcia lokatora. Menuisier stracił sen i apetyt. Sytuacja stawała się nie do zniesienia.
Po skromnym obiedzie stary lichwiarz postanowił przejść się po swym ogrodzie. Zaniepokojo-