Strona:PL Lord Lister -20- Miasto Wiecznej Nocy.pdf/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To może być wspaniale! Wyobrażam sobie że jeśli wrócisz do Londynu i będziesz miał jakieś sprawy do załatwienia, cały Londyn będzie się korzył przed twą wolą.
— W tej chwili pociąg zatrzymał się w olbrzymiej hali dworca San Francisko. Raffles i Charley zajęli się wyładowywaniem swych bagaży. W dwie godziny później na pokładzie niewielkiego okrętu przeprawili się na drugi brzeg portu przez Złote Wrota. Zajechali do wspaniałego hotelu Cliffhouse, hotelu milionerów. Na liście gości zapisali się jako Bob Ewans z New Yorku ze swym bratem Harrym.

Zniknięcie młodych dziewcząt

W komisariacie policji na Mott-Street w San Francisko policjanci, którzy mieli objąć nocną służbę, zgromadzili się na wieczorną modlitwę dokoła swego kapitana, inspektora policji Smytha. Wszyscy odmawiali słowa modlitwy z przejęciem. Jakkolwiek byli to ludzie odważni i zaprawieni w swym rzemiośle, wyprawa nocna do zakazanych dzielnic w San Francisko była rzeczą ryzykowną Dzielnica chińska, olbrzymia jak całe miasto, była miejscem najniebezpieczniejszym. Nikt z tych ludzi nie był pewien, czy nazajutrz stanie do apelu. Na ścianie wielkiej sali wisiała tablica, poświęcona pamięci poległych w służbie policjantów. Widniało na niej przeszło sto nazwisk. W poprzednim tygodniu stracono w ten sam sposób dwuch towarzyszy. Nikt nie umiałby powiedzieć, gdzie i w jaki sposób padli. Ciał ich nigdy nie odnaleziono. Poprostu znikli bez śladu. Zaprawieni w walce z przestępcami policjanci wiedzieli dobrze, że szukanie ich to daremny trud.
Chińska dzielnica San Francisko nie zwracała nigdy swych ofiar. Zdarzyło się kiedyś, że jeden z policjantów wymknął się z paszczy Żółtego Smoka... Przeżyte katusze zostawiły jednak swój ślad: biedny policjant zwariował i jako nieuleczalny zamknięty został u szpitalu dla umysłowo chorych w Minnetown.
To był jedyny wypadek powrotu... Nazwisko jego przez pięć dni figurowało na tablicy zaginionych bez wieści, gdy pewnego ranka jakiś człowiek zupełnie nagi wypadł z Chińskiego Miasta i począł biec jak oszalały, aż upadł bez przytomności u stóp najbliższego policjanta.
Podniesiono go i przywrócono do przytomności. Trzeba było jednak aż czterech ludzi aby go obezwładnić bowiem nieszczęśliwy dostał ataku szału. W nagim szaleńcu rozpoznano zaginionego policjanta. Z ran na ciele nie trudno było domyśleć się jakim torturom poddano go w mrocznych jaskiniach Chińskiego Miasta. Zdradzał ponadto oszołomienie dziwnym, tajemniczym narkotykiem. Prawdopodobnie musiał nadludzkim wysiłkiem wyrwać się ze swego więzienia...
Potym wypadku rozpoczęły się prawdziwe polowania na żółtych. Chińskie Miasto wrzało, oblężone formalnie przez policjatów. Trzydzieści trupów i nieskończone szeregi rannych nie poprawiły jednak w niczym sytuacji. Niesłychana solidarność żółtych nie pozwalała policji dotrzeć do głównej kwatery zbrodni. Ten kto zabił białego uważany był przez Chińczyków za bohatera.
Kapitan Smith skończył modlitwę.
— Pragnę wam zakomunikować towarzysze, że znów otrzymaliśmy list z pogróżkami.
Wziął list, który nadszedł tego popołudnia i przeczytał go głośno.

„Chińska sekta Błękitnego Miecza ostrzega 18 posterunek policji, że w ciągu najbliższych dwu tygodni odbędą się w Chińskiej dzielnicy San Francisko uroczystości ku czci świątyni naszego Buddy. Członkowie sekty, proszą kapitana, aby zakomunikował wszystkim, że kapłani buddyjscy wydali wyrok śmierci na każdego białego, który w tym czasie pojawi się w Chińskiej Dzielnicy. Aby uniknąć niepotrzebnego przelewu krwi, prosimy o zastosowanie się do naszego niezłomnego Prawa“.


Smyth odłożył list i spojrzał na swych ludzi. Chciał wyczytać z ich twarzy, czy pogróżki chińskie wzbudziły w nich uczucie strachu. Spokojnie i w skupieniu wytrzymali ci żelaźni ludzie wzrok swego kapitana. Zdawali sobie sprawę, że czeka ich ciężka próba, z której nie wszyscy wyjdą z życiem. Wiedzieli, że obowiązkiem ich jest wytrwać na posterunku. Gdyby jeden z nich uląkł się przed służbą nocną, tłum żółtych przestępców zalałby miasto białych.
18 posterunek policji — była to najbardziej wysunięta placówka w walce z chińskim bandytyzmem.
Drzwi posterunku były opancerzone, cały budynek otoczony murem obronnym jak forteca. Blok lokali biurowych znajdował się w samym środku podwórza strzeżonego przez specjalną wartę.
— Mam nadzieję, że żaden z was, chłopcy, nie uląkł się niecnych pogróżek bandytów, — rzekł kapitan Smyth. — Żeby jednak nie doprowadzać do zbytecznego przelewu krwi, wzmocnimy straże dokoła świątyni w okresie trwania uroczystości. Zakazuję więc zapuszczać się pojedyńczo w uliczki Chińskiego Miasta. Zażądam posiłku z centrali policji i skorzystam z pierwszej okazji, aby doprowadzić do ostrego starcia Chińczyków z policją Pokażę w ten sposób żółtym, żeśmy się nie ulękli ich pogróżek. Mimo to obawiam się, że w związku z tym świętem czekają nas tysiączne przykrości. Zwróciłem się o informacje do najlepszego orientalisty, profesora Dundee. Zdaniem jego, święto Buddy jest naogół u Chińczyków świętem radosnym. U sekty jednak Błękitnego Miecza — jednej z najwcześniejszych sekt chińskich, powstałej jeszcze przed ukazaniem się pierwszego białego człowieka w Chinach, — uroczystościom tym towarzyszą krwawe ofiary ludzkie. Mamy do czynienia z najgroźniejszą sektą w Państwie Środka. Członkowie jej, posłuszni wszechwładnej mocy Kapłanów, spragnieni są krwi białego człowieka. A teraz do dzieła! Wierzę, że jutro odnajdziemy się w tym samym składzie i nikogo nie zabraknie z pośród nas! Bóg z wami, towarzysze!
Uścisnął serdecznie dłoń każdego z policjantów.
— Na posterunek! — rzekł głosem służbowym
Zegar na wieży 18 posterunku wydzwonił 8 godzinę. Jak jeden mąż, policjanci chwycili za broń sprawdzili, czy jest nabita, ściągnęli paski i wymaszerowaii równym krokiem. Ciężkie pancerne drzwi zamknęły się za nimi z głuchym łoskotem.
Zaledwie znaleźli się na ulicy ogarnęła ich ru-