Strona:PL Lord Lister -18- Eliksir młodości.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


W laboratorium doktora-cudotwórcy

— Do licha Edwardzie, — sytuacja staje się krytyczna — szepnął Charley Brand do ucha swego przyjaciela, gdy obaj zamknięci zostali w wielkiej szafie. — Mam wrażenie, że spostrzeżono nas w świecie — dodał po chwili. — Czy widziałeś jak rozbłysły jego oczy gdy usłyszał o dolarach? Milion dolarów... Jest tak chciwy, że pod żadnym pozorem nie zgodzi się, aby utrudnić dojście do skutku tej tranzakcji. Słuchaj tylko...
Obydwaj chciwym uchem łowili odgłos rozmowy pomiędzy doktorem Knoxem, Baxterem, Redmielem i Marholmem.
Raffles zaśmiał się po cichu.
Pomimo uspokajających słów swego chlebodawcy, Charleyego ogarnął lęk. Uspokoił się dopiero, gdy niepożądani goście opuścili gabinet.
Mimo wszystko wyszli ze swej kryjówki dopiero w parę chwil potem. Charley chciał wyskoczyć natychmiast, lecz wstrzymał go od tego Raffles.
— Na miłość Boga, nie śpiesz się chłopcze! Uważaj... Poznałem głos Baxtera. Jest to straszliwy głupiec, który na niczym się nie zna. Jednak i Marholm był z nim razem. Jest to człowiek zdolny, stary wróbel, który nie da wziąć się na plewy.
Raffles był zadowolony, że Knox w dalszym ciągu nie przerywał swej przechadzki po gabinecie.
Dopiero po kwadransie oczekiwania odważył się otworzyć drzwi szafy. Knox wyszedł na ich spotkanie.
— Słyszeliście, panowie, jakie wobec was żywi się tu podejrzenie? — rzekł. — Ci ludzie z policji widzą w każdym człowieku przyszłego zbrodniarza lub też włamywacza! Gdybym nie był z nimi w przyjaznych stosunkach, miałbym niewątpliwie tysiące przykrości. Teraz, skoro pozbyliśmy się inspektorów Scotland Yardu, możemy porozmawiać o interesach.
— Drogi panie, zachował się pan doskonale — rzekł starszy z amerykan z ukłonem. — Trudnoby było zakończyć naszą rozmowę, gdybyśmy musieli odbyć najpierw długie wyjaśniające konferencje z policją. Dzięki panu i pańskiej przytomności umysłu ubijemy interes. Spieszmy się, bowiem o godzinie pierwszej w nocy musimy wyjechać do Liverpool. Jak już powiedzieliśmy, interesujemy się niezmiernie pańskimi produktami. Zastrzegamy sobie na Amerykę wyłączną eksploatację pańskiego eliksiru młodości. Następnie, chcielibyśmy się zapoznać bliżej z pańskim eliksirem pamięci oraz środkami uspakajającymi nerwy.
— Doskonale, doskonale — uśmiechnął się mister Knox zacierając z zadowoleniem ręce. — To jeszcze nie wszystko. Mam cały szereg nowych preparatów, które zainteresują panów z pewnością.
— Łykamy ślinkę na samą myśl o tym, drogi doktorze!... Nie traćmy czasu i chodźmy obejrzeć wszystko, co może nam zapewnić powodzenie w Ameryce.
— Bardzo chętnie, mili panowie, bardzo chętnie... Będziecie jednak musieli uprzednio odbyć ze mną małą podróż...
Obydwaj mężczyźni spojrzeli na siebie ze zdumieniem.
— Tak... tak... — ciągnął dalej doktór — musimy zniknąć stad jak najszybciej. Na szczęście jestem w posiadaniu środka, który nam to umożliwi. He, he — zaśmiał się. — I ja stosuję amerykańskie metody pracy.
Charley Brand i Raffles z zaciekawieniem oczekiwali tego co miało nastąpić. Knox poprosił ich o chwilę cierpliwości. Sam udał się w kierunku szafy. Otworzył jedną z szuflad i wyciągnął z niej pęk kluczy. Korzystając z jego chwilowej nieuwagi Raffles usiadł przy biurku i począł kreślić na kartce papieru list, który później znalazł Marholm. Zaledwie skończył pisać, Knox powrócił, trzymając z tryumfem maleńki klucz. Poprosił Rafflesa i jego towarzysza aby zechcieli towarzyszyć mu do niewielkiej alkowy, znajdującej się tuż obok komórki, w której do niedawna byli ukryci. W alkowie tej mieli ujrzeć coś cudownego.
Knox nacisnął na guzik, ukryty w boazerii, i natychmiast zajaśniało światło. Następnie podniósł stary dywan, włożył do ledwie dostrzegalnej wąskiej szparki cieniutki kluczyk i nacisnął. Nastąpiło wówczas to czego oczekiwał Raffles. Dał się słyszeć lekki trzask i boazeria rozpadła się na dwie części ukazując dość znaczny otwór. Otwór ten zajęty był czymś w rodzaju niewielkiej windy, umocowanej na grubych sznurach.
— Natychmiast po zajęciu miejsc w naszym pojeździć zamkniemy górną część windy i rozpoczniemy podróż — rzekł śmiejąc się oszust.
— Ale... dokąd to prowadzi? — zapytał Raffles, mierząc uważnym spojrzeniem przepaść.
— Do miejsca całkiem bezpiecznego — odparł stary. — Możecie mieć pełne zaufanie do mego mechanizmu. Posiada elektryczny motor, lecz może być jednocześnie poruszany ręcznie, w wypadku gdyby motor się zepsuł. Jak panowie widzą, z góry przewidziałem wszystko.
Wszedł do metalowej klatki, ruchem ręki zapraszając do środka obu mężczyzn. Raffles i Charley Brand nie wahali się ani przez chwilę.
— To bardzo praktycznie — rzekł stary, dumny ze zdziwienia okazanego przez obydwuch amerykan. W ten sposób bez wysiłku mogę się przenosić dokąd tylko chcę. Wystarcza, abym ja sam stanowił dostateczną przeciwwagę.
W pewnej chwili minęła ich druga podobna klatka, jadąca w górę.
— Wystarcza tylko abym zrównoważył ciężar ołowiu, znajdującego się w drugiej windzie. — Ołów mogę regulować za pomocą specjalnego haka.
Dał się odczuć lekki wstrząs.
— Jesteśmy na miejscu — rzekł. — Czy zechcą panowie zejść razem ze mną?
Wyprzedził swych gości, zapuszczając się w małą ciemna galeryjkę. Jakkolwiek posługiwał się dotąd elektryczna kieszonkową latarka, schylił się, począł manipulować przy przełączniku elektrycznym i zapału światło. Przeszli do dużego pokoju, dobrze oświetlonego, którego ściany pokryte były całą masą przyrządów, wag i probówek. Nie ulegało wątpliwości, że znajdowali się w laboratorium doktora Knoxa. Tam właśnie sławny doktór, bezpieczny przed wzrokiem ciekawych, sam przyrządzał swe cudowne leki.
— Jesteśmy u celu — rzekł doktór, zwracając się do swych gości. — Tu właśnie sporządzam pigułki i mikstury, które od szeregu lat przynoszą ulgę cierpiącej ludzkości. Rozumiecie, panowie, że sekrety tego rodzaju nie mogą dojść do wiadomości publicznej. Dlatego też laboratorium moje umieściłem w miejscu, zabezpieczonym przed wzrokiem ciekawych