Strona:PL Lord Lister -17- Tajemnicza bomba.pdf/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
TAJEMNICZA BOMBA
Niedomyty rewolucjonista.

— Przypadkiem dostałem się w zupełnie niezwykle środowisko — rzekł John Raffles, sławny Nieznajomy, którego policja londyńska poszukiwała napróżno od szeregu lat. — Mówię ci, drogi Charley, to najzabawniejsi, najbardziej weseli, najbardziej szaleni ludzie, jakich udało mi się spotkać.
— Więc to tak — odparł młody sekretarz, tłumiąc ziewnięcie.
Strącił popiół do wspaniałej popielniczki z zielonego jaspisu.
— Dlaczego zostawiłeś mnie samego w domu? — powtórzył — Czekałem na ciebie napróżno aż do godziny czwartej nad ranem.
John Raffles gwizdnął ze zdumienia. Po raz pierwszy sekretarz jego czynił mu lekkie wyrzuty. Zbliżył się do niego i kładąc mu rękę na ramieniu rzekł:
— Charley drogi, masz najzupełniejszą rację. — Przypadek zetknął mnie z tak dziwnym światem, że zapomniałem o naszych biletach do teatru. Musisz koniecznie pójść tam ze mną dzisiaj.
— Nigdy jeszcze nie spotkałem w Londynie ludzi, z którymi możnaby się było zaprzyjaźnić oraz zabawić jednocześnie. Anglicy nie mają w sobie radości życia...
— Masz rację — odparł Raffles. — Ludzie ci nie są zresztą Anglikami. Jest to konglomerat rozmaitych narodowości. Przeważnie artyści... znajdziesz wśród nich ludzi o niezwykłej inteligencji.
— Nabieram ochoty na to spotkanie — odparł Charley.
— Jeżeli chcesz, możemy ich odwiedzić zaraz — rzekł Raffles. — Od godziny szóstej po obiedzie do godziny szóstej rano tkwią w tym samym miejscu: przy tym samym stoliku. Wczoraj byłem tam po raz pierwszy: wyobraź sobie, że wieczorem, wracając do domu, spotkałem na Strandzie dziwaczną postać. Był to człowiek niewielkiego wzrostu, średniej tuszy. Spodnie jego niezwykle szerokie przyklejały się do łydek, tworząc na dole coś na kształt wachlarzy. Widać było skarpetki, każdą innego koloru. Na nogach miał lakierki, błyszczące jak słońce i pochodzące niezawodnie od najlepszego szewca Londynu. Owinięty był w wspaniałą włoską pelerynę o przedziwnych barwach... Ponad peleryną chwiała się głowa o niezwykle bujnej czuprynie i twarz brodata. Kapelusz o szerokim rondzie stanowił ukoronowanie wszystkiego. Postać ta kroczyła w zamyśleniu ą dokoła niej unosił się dym z papierosa... Dym ten zwrócił moją uwagę... Wiesz przecież, Charley, że jeśli idzie o papierosy, to jestem pierwszorzędnym znawcą. Otóż nasz nieznajomy palił coś niezwykłego, coś co uderzyło moje powonienie. Papieros ten był tak niezwykle aromatyczny, że zdobyłem się na zatrzymanie nieznajomego i zapytałem go poprostu:
— Przepraszam pana, zechce mi pan wybaczyć, że zapytam, jakie papierosy pan pali?
Czy wiesz co mi odpowiedział?
— Skądże mogę wiedzieć? — odparł Charley — Mógł odpowiedzieć ci uprzejmie, lub po chamsku.
— Eh — odparł Raffles. — Ani jedno, ani drugie. Odpowiedź jego była całkiem nieoczekiwana.
— A mianowicie?
Raffles zaśmiał się w głos, przypominając sobie minę zabawnego jegomościa oraz poważny ton jego odpowiedzi.
— Powiedział mi: „Drogi panie, wzbudził pan odrazu sympatię do siebie. Na ile będę mógł pana naciągnąć?“
— Co? Co takiego? — odparł Charley Brand ze zdziwieniem.
— To, co słyszałeś. Zapytał na ile może mnie naciągnąć. Ponieważ nie odpowiedziałem odrazu, dodał: „Oceniam pana na pół funta!“
— Niemożliwe! I czyś mu dał?
— Tak jest. Dałem mu tyle, ile prosił, w nadziei, że dowiem się od niego, jakiej marki papierosy pali?
— I czy ci się to udało?
Raffles zaśmiał się wesoło.
— Wyjął papierosa, którego palił, i, obejrzawszy go dokładnie, odpowiedział niewzruszonym tonem: „Oto nieszczęście! Wypaliłem papierosa do końca, tak, że nawet nie można odczytać marki“.
— Naprawdę szkoda — odparłem. — Ale może by mi pan powiedział, gdzie go pan kupił? W jakim sklepie?