Strona:PL Lord Lister -16- Indyjski dywan.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Podły pies — syknął, mając na myśli notariusza.
W głębi jego aziatyckiej duszy malował sobie obraz notariusza Jeffriesa, zasztyletowanego, leżącego w kałuży krwi.
Dyszał zemstą.

John C. Raffles.

Padał ulewny deszcz jakgdyby niebiosa tworzyły się nad Londynem. Zmrok zalegał już uliczki Whitechapelu. Dzielnica, zbrodni, grzechu, przestępstwa i kradzieży, gdzie prostytutki tłumnie krążą po ulicach, gdzie tylko okna knajp i podejrzanych spelunek lśniły mdłym światłem, — gotowała się do zwykłego nocnego życia. Chyba tylko Chińska dzielnica San Francisco mogła się porównać z Whitechapelem.
Jakiś wysoki i szczupły mężczyzna szedł śpiesznie wzdłuż Houston Street. Postawił wysoko kołnierz swego jasnego deszczowego palta i głęboko nasunął na oczy cyklistówkę. Z rękami w kieszeniach i z papierosem w ustach wydawał się kpić sobie z niepogody. Od czasu do czasu mijał zapóźnionego przechodnia lub też prostytutkę, obrzucającą ciekawym wzrokiem jego zbyt elegancką postać i zbyt nowe odzienie.
Był to lord Lister, alias John C. Raffles, znany całemu światu jako Tajemniczy Nieznajomy. Prawdopodobnie miał coś do załatwienia w podejrzanej tej dzielnicy i skończywszy swą robotę oddalał się szybkim krokiem. Lord Lister lubił błądzić często bez celu w ubogich dzielnicach Londynu. Każda taka przechadzka uczyła go czegoś nowego o ludzkiej nędzy. Każda naprowadzała go na ślad zbrodni lub podłości. Godziny wlokły się powoli. Raffles wstąpił do kilku knajp, utrzymywanych przez dobrych jego znajomych. Nie znalazł jednak nic, coby mogło zwrócić na siebie jego uwagę. Skręcił właśnie w jakąś wąską uliczkę, gdy nagle otworzyły się drzwi jakiejś spelunki i dały się słyszeć krzyki i wymyślania. Na ulicę wypadł jakiś człowiek, pchnięty niewidzialną ręką i rozłożył się jak długi w kałuży brudnej cuchnącej wody. Człowiek mruknął coś niewyraźnie, ruszył głową dwa czy trzy razy i legł nieruchomo. John C. Raffles zdążył w porę skryć się za występem sieni, skąd mógł obserwować bezpiecznie rozgrywającą się scenę. Nic jednak nie nastąpiło. Drzwi spelunki zamknęły się z trzaskiem i pijak, nieruchomy jak trup, pozostał w kałuży.
Raffles wyszedł} ze swej kryjówki, pochylił się nad leżącym i wyjął z kieszeni ślepą latarkę. Błękitne światełko prześlizgnęło się po twarzy pijaka.
— Dziwne... — mruknął Tajemniczy Nieznajomy.
Spostrzegł, że leżący był Azjatą, najprawdopodobniej Japończykiem. Na czole jego widniała rana, zadana prawdopodobnie nożem.
— Uderzenie chybiło celu — szepnął Raffles — jeden centymetr głębiej a byłby trup.... Z pewnością Japończyk... Co mu się mogło u licha przytrafić.
Zgasił lampkę. Zapanowały kompletne ciemności. Oddalił się o kilka kroków i oparłszy się plecami o latarnię zamyślił się głęboko.
Japończycy byli w Whitechapelu zjawiskiem dość rzadkim w przeciwieństwie do Chińczyków, których spotkać było można na każdym kroku. Nadomiar wszystkiego młody Japończyk był pijany. Wiadomo zaś, że Japończyk nigdy nie pija alkoholu.
Jakież względy pchnęły tego młodego Azjatę, syna trzeźwego narodu, do upicia się aż do utraty przytomności w podejrzanych spelunkach Londynu? Myśli te kłębiły się w głowie lorda Listera, który postanowił bliżej zbadać ten wypadek.
— Nonsens — rzekł do siebie prawie głośno.
Wyobraźnia jego, podniecona niezwykłym zestawieniem zjawisk, poczęła pracować gorączkowo. Przeczuwał, że jakaś ciemna sprawa, sprawa zasługująca na uwagę, kryła się poza tą nocną bójką.
Zawrócił i powoli zbliżył się do rogu ulicy Houston-Street. W zagłębieniu jednej z bram ujrzał jakiegoś osobnika, z kołnierzem postawionym wysoko i z rękami w kieszeniach. Nieznajomy robił wrażenie śpiącego na stojąco.
— Hallo, boy — zawołał lord Lister — czy chcesz zarobić szylinga?
Potrząsnął nim silnie. Chłopak otworzył zdziwione oczy i spojrzał na lorda Listera, nie rozumiejąc o co chodzi. Lord Lister raz jeszcze powtórzył pytanie. Chciwość błysnęła w oczach obdartusa.
— Owszem, sir — odparł, drżąc z zimna.
Z dziwną uprzejmością zdjął z głowy czapkę, będącą dziwacznym zlepkiem brudnych strzępów.
— Dobrze — rzucił lord. — Biegnij po taksówkę i sprowadź ją tutaj. Jeśli znajdziesz ją przed upływem pięciu minut, dostaniesz dwa szylingi.
Chłopak pomknął jak strzała. W trzy minuty później auto zajechało na Houston Street i zatrzymało się przed Rafflesem. Włóczęga stał na błotniku, przytulony do klamki, ponieważ szofer nie chciał go wpuścić do środka.
— Te, panie... — wrzasnął zdyszany — nie ma jeszcze trzech minut... słowo się rzekło...
Raffles rzucił mu dwa szylingi.
— Jeśli chcesz zarobić jeszcze dwa szylingi — rzekł — to wal prosto w pierwszą idącą na prawo bocznicę. Przy drugiej latarni znajdziesz w kałuży błota leżącego człowieka. Jest nieprzytomny. Przynieś go tutaj.
Bez dalszych zapytań włóczęga zniknął we mgle. Raffles zwrócił się do szofera taksówki.
— Człowiek, którego za chwilę przyniosą, jest niesłychanie brudny. Błotna kąpiel w rynsztoku nie wpływa dodatnio na czystość ubrania. Otrzyma pan dodatkowo dwa szylingi za czyszczenie taksówki, zgoda?
Szofer zaśmiał się zadowolony. Z szacunkiem zdjął czapkę.
— Zgoda, mój książę.
— Dobrze więc. Pomoże pan temu człowiekowi przy wniesieniu go do taksówki.
Z mgły wyłonił się nasz obdartus, ciągnąc za sobą ciało jakiegoś pijaka. Z pomocą szofera udało się wreszcie umieścić go w taksówce. Lord Lister rzucił szoferowi adres swej willi przy Regent Street i auto ruszyło.
W czasie jazdy lord przyjrzał się uważnie pijakowi. Z całą pewnością był to Japończyk. Raffles w zamyśleniu potrząsnął głową.
Zegar na kościele Świętej Trójcy wybił godzinę trzecią nad ranem, gdy auto zatrzymało się przed willą na Regent Street. Lord Lister zadzwonił w sposób umówiony. Drzwi otwarły się po chwili i stanął w nich stary lokaj w towarzy-