Strona:PL Lord Lister -13- Złodziej okradziony.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niebawem znaleźli się obaj za miastem. W pobliżu nie znaleziono żadnych śladów. Deszcz, który spadł w międzyczasie, zmył wszystko. Kapelusz znajdował się w dość znacznej odległości od toru kolejowego. Trudno było ustalić, czy został wyrzucony z okien wagonu i następnie zaniesiony przez wiatr, czy też rzucił go ktoś, kto uciekał tamtędy.
Syn dróżnika z zapałem młodego psiaka przeszukiwał starannie pobliskie krzaki. Nagle zawołał radośnie.
— Panie komisarzu, panie komisarzu, proszę tylko spojrzeć, co znalazłem. Matka moja zrobi sobie z tego chyba suknię na niedzielę.
Tryumfalnie powiewał jakąś jasną płachtą.
Gdy komisarz zbliżył się do niego, okazało się, że trzymał w ręku damski angielski kostium podróżny, zrobiony z jasno-szarego materiału.
Hofman uważnie przyjrzał się kostiumowi. Należał niewątpliwie do kobiety szczupłej. Sądząc zaś z gatunku materiału i sposobu uszycia kostiumu, musiała to być kobieta elegancka.
— Brawo chłopcze! — zawołał Hofman.
Chłopak jednak leżał już gdzieś pod innym krzaczkiem.
— Oto jakaś zabawna kaseta z żelaza. Szkoda, że nadłamana.... — rzekł, wyciągając jakiś nowy przedmiot.
Była to kaseta, w której Stahl przewoził diamenty. Na tym odkrycia się zakończyły. Napróżno przetrząsali każdy krzak. Nic więcej już nie znaleźli.
Przesłuchiwania okolicznych mieszkańców nie dały prawie żadnych rezultatów. Jakiś chłop oświadczył, że owego dnia widział dwuch panów, najprawdopodobniej mieszkańców Berlina. Następnego zaś dnia miał ujrzeć jednego Berlińczyka. Panowie ci zajęci byli zbieraniem kwiatów przydrożnych.
Komisarz policji nie przywiązywał do tego zbyt wiele wagi. Cóż bowiem było niezwykłego, że dwaj wycieczkowicze zbierali sobie kwiatki?
Zagadnienie polegało na rozwiązaniu pytania, czy podróżna wyskoczyła, czy też nie wyskoczyła z pociągu?
— Nie trudno się o tym przekonać — rzekł dróżnik — trzeba tylko spenetrować całą okolicę i zobaczyć, czy nie leży gdzie ktoś ze złamanym kręgosłupem. Nie wyobrażam sobie, aby można było tańszym kosztem wykonać tego rodzaju wyczyn. Pociąg pędzi tu z szybkością stu kilometrów na godzinę.
Nic nie można było zarzucić temu rozumowaniu. Hofman upewniał się coraz bardziej, że kobieta nie mogła w tym miejscu opuścić pociągu.
Łamał sobie głowę, jakie wnioski należy wyciągnąć z ostatnich odkryć. Dlaczego kaseta była złamana, skoro Stahl posiadał klucze? Jeśliby sprawczynią kradzieży była towarzyszka podróży, czemu więc w takim razie wyłamywała zamki.
Pogrążony w myślach wrócił do komisariatu policji i udał się do swego gabinetu.
Zapadała już noc. Na ulicach paliły się światła elektryczne. Hofman zmarznięty i zmęczony całodziennymi poszukiwaniami chodził tam i z powrotem po swym nieoświetlonym gabinecie. Jego energia i zdolności rozbijały się o przeszkody nie do przezwyciężenia.
— Jakież znaczenie mają dla mnie znaleziona kaseta — i suknia? — szepnął między zębami. — Dziwne... Im więcej posuwam się naprzód, tym mniej orientuję się w tej sprawie.
Zapalił światło.
Zielony abażur rzucał na pokój miły półcień. Hofman umieścił kasetkę od diamentów w kręgu światła, padającego na biurko. Kaseta otwarta była w sposób stosowany zazwyczaj przez włamywaczy...
W tej chwili zapukano do drzwi. Wszedł Lehner, agent policji tajnej.
— Ach, to wy, Lehner — rzekł komisarz. — Cieszę się, że was widzę. Czy ma pan coś nowego?
— Nic — odparł Lehner — Stahl nie zgłosił jeszcze w komisariacie policji swego zamieszkania. W domu nikt nie potrafił mi wskazać daty jego wyprowadzki. Do pani Schmidt nie chciałem wchodzić.
— Dobrze. Jeszcze dziś wieczorem sam się tym zajmę. Dochodzi dopiero godzina szósta.
Agent zbliżył się do znalezionych przedmiotów.
— Co to takiego — zapytał.
— To dziwna historia. Czemu złodziejka miała się tego pozbyć? Czy po to, aby strój jej przestał odpowiadać podanemu opisowi
Agent od szergu lat pracujący razem z Hofmanem utkwił w swym szefie pytające spojrzenie.
— Nie rozumiem — odparł Hofman — pocóżby miała rozpruwać kasetę, mając klucze?
Zamilkli oboje.
— Ja również, się nad tym zastanawiam, panie komisarzu. Wszystkie nasze domysły okazały się fałszywe. Być może, że sprawcą jest ktoś trzeci, jakiś międzynarodowy złodziej, o którym chwilowo nie myślimy. Oczywista, że to jest tylko hipoteza, nie mająca żadnych podstaw... Pamięta pan zeszłego roku sprawę Wernera i spólników? Kto był sprawcą przestępstwa? Sławny John C. Raffles, którego policja całego świata nie jest w stanie przy chwycić.
Podczas gdy Lehner mówił te słowa, komisarz policji oglądał starannie kostium.
— Oo! — wykrzyknął — Dzięki Bogu, nareszcie jakiś ślad! Mam teraz nadzieję, że zdołamy odnaleźć właścicielkę kostiumu. Oto firma amsterdamska, gdzie kostium ten kupiono. Gdybyśmy tylko zdołali ją odcyfrować!
Nazwa firmy wyryta została malutkimi literami na zatrzasku przyszytym do sukni.
— Tego rodzaju elegancki kostium nie mógł być prawdopodobnie kupiony gotowy. Należy przypuszczać, że robiono go na miarę. Lehner — rzekł komisarz — zatelegrafujcie natychmiast do Amsterdamu i, opisawszy kostium, zapytajcie o nazwisko klientki.
Odpowiedź z magazynu Amsterdamskiego nadeszła już nazajutrz. Niestety nie sposób było ustalić w firmie nazwiska klientki tylko na zasadzie lakonicznego opisu zamówionego kostiumu. Firma prosiła Hofmana, aby wskazał, o ileby to było możliwe, czas, kiedy suknię tę nabyto.
Proszono również o przesłanie kostiumu do Amsterdamu. Komisarz przyszedł do wniosku, że żądania firmy są słuszne. Uprzednio jednak trzeba było zapytać się Stahla, czy kostium ten istotnie należał do jego towarzyszki podróży.
Dźwigając znalezione przedmioty, Hofman udał się do sądu w Moabicie.
— Wreszcie pierwszy rezultat — rzekł z uśmiechem sędzia, na widok dowodów rzeczowych.
W tej chwili oznajmiono przybycie Stahla. Został wprowadzony natychmiast do gabinetu, gdzie okazano mu kasetę, suknię i kapelusz.