Strona:PL Lord Lister -09- Fatalna pomyłka.pdf/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
8

ba sam, że chcę jeszcze dzisiejszej nocy opuścić to mieszkanie i proszę, aby zechciał pan sam mi tę ucieczkę ułatwić.
— Pan oszalał — krzyknął Marholm — Musimy z tym skończyć. Ręce do góry!
W tej samej chwili hrabia Selfar uderzył go silnie pięścią w szyję.
Policjant przewrócił się na wznak.
— Mam nadzieję, że nie zrobiłem panu krzywdy.
— Proszę mi oddać broń. Czas ucieka, a pańscy ludzie się niecierpliwią. Proszę mi spojrzeć prosto w twarz. Nie śmie pan....
— Ja nie śmiem? Pan mnie za mało zna — odparł wściekły policjant, wstając z podłogi.
Z temi słowy spojrzał Selfarowi prosto w oczy.
Cóż się jednak stało? Pod sklepionymi brwiami oczy hrabiego błyszczały niesamowicie i Marholm nie mógł oprzeć się wrażeniu, że spojrzenie to przeszywa go nawskroś, jak ostrze noża. Stał nieruchomo, jak przytwierdzony do ziemi, niezdolny do żadnego ruchu. Z bezwładnej ręki wypadła pałka. W głowie czuł zamęt, przedmioty tańczyły przed jego wzrokiem. Do uszu jego doszedł cichy, przejmujący szept: „Czy już śpisz?“
Napróżno starał się schwycić dłonią najbliżej stojący przedmiot. Otaczała go noc. Czuł, że mu podsuwają krzesło. Dysząc ciężko, usiadł.
— Śpisz... Czy wiesz, kim jesteś? Z pewnością nie wiesz.
— Z pewnością wiem — chciał odpowiedzieć. — Jestem inspektorem policji Mar...Mar...
Nie mógł więcej powiedzieć, zamilkł.
— Nie. Jesteś Raffles.
Jasne i wyraźne słowa dochodziły do jego uszu. Począł naprawdę wahać się kim jest istotnie.
— Raffles? — powtórzył niezdecydowanym głosem.
— Naprawdę! Jesteś Raffles. Powiedź więc teraz, kim jesteś?
— Mar... Jestem Raffles...
— Bardzo dobrze... Jesteś Raffles.. Wróciłeś do swego domu... Jesteś tak zmęczony, że nie masz sił utrzymać się na nogach.... Musisz udać się na spoczynek.... Zaśniesz... Gdy cię obudzą, będziesz pamiętał dokładnie, że jesteś Raffles Czy tak?
— Tak szepnął uśpiony.
Hrabia Selfar przez pewien czas spoglądał na uśpionego, poczem otworzył srebrne pudło, stojące na tualecie.
Wyjął z niego przyrządy do golenia i zbliżył się do Marholma.
W tej chwili otwarły się drzwi.
— Przepraszam jaśnie pana. Może ja bym wykonał tę pracę? Jestem do pańskiej dyspozycji.
Hrabia Selfar z uśmiechem spojrzał na swego lokaja.
— Możesz mieć z tego powodu po tym duże nie przyjemności.
— O nie, panie hrabio. Jestem sprytny i nikt się nie dowie, że panu w tym dopomogłem.
— A więc do dzieła, Jean, zgolisz mu wąsy i brodę. Rozbierzesz go i położysz do łóżka. Ubierzesz go również w jedną z moich jedwabnych pyjam. Mam nadzieję, że będzie mu się dobrze spało na mej pościeli.
— Pańskie rozkazy zostaną skrupulatnie spełnione, panie hrabio.
Podczas gdy Jean golił Marholma, Raffles zbliżył się do lustra i włożył na siebie mundur policjanta. Z wprawą zawodowego aktora nałożył wąsy oraz sztuczną brodę, przypominającą do złudzenia Marholma.
— Ubranie leży nie bardzo dobrze — mruknął — mimo to jednak uda mi się w nim wykonać mój plan.
Włożył czapkę na głowę, zbliżył się do okna i zagwizdał.
Nadbiegli policjanci.
— — Pst — syknął Raffles — bez hałasu. Zwiążemy mu we śnie ręce i nogi. Tym razem nam nie umknie.
— Obudź się — rzekł do Marholma, dając mu szczutka w nos.
Słowa te musiał powtórzyć kilkakrotnie.
— Co się stało? — spytał wreszcie człowiek, siadając na łóżku.
— Zaraz się pan wszystkiego dowie — dodał jeden z policjantów.
— Czy pan jest Rafflesem? — spytał lord Lister.
— Ja? Tak, jestem nim.
— Zabrać go — rozkazał lord.
Dwunastu silnych policjantów wyciągnęło z łóżka Marholma i owiniętego w kołdrę zaniosło go do auta.
W tym samym czasie Raffles udał się do swej gotowalni. Szybko włożył frak, zarzucił na siebie futro i w cylindrze na głowie opuścił swój dom w pięć minut po wyjściu policjantów.
— Gdzie nasz inspektor? — Zapytał jeden z policjantów.
Ponieważ nie mogli go nigdzie znaleźć, przyszli do wniosku, że musiał pojechać przed nimi na swym motocyklu.
Hrabia Selfar udał się do najbliższego automatu telefonicznego i połączył ze Scotland Yardem:
— Tu mówi Raffles — rzekł... Co?... Tu Raffles we własnej osobie... Mam zaszczyt zakomunikować, że posłałem wam przed chwilą związanego inspektora Marholma. Byłby przespał u mnie całą noc, gdybym nie obudził go w porę... Co? Gdzie się obecnie znajduje? W automacie telefonicznym Nr. 17... Dowidzenia.
Raffles wyjął z kieszeni kawałek papieru, na którym skreślił następujące słowa:

— Spotkamy się jutro rano w Hotelu Metropol.

Baron von Reutz.

Był to znak umowny pomiędzy nim, a Charleyem Brandem.
— W pół do czwartej — szepnął. — Mogę się jeszcze przespać kilka godzin.
Zawołał taksówkę i kazał się wieźć do Hotelu Metropol, gdzie wziął trzy pokoje.

Wybawca biednej dziewczyny

— Nie możesz sobie wyobrazić, jak się niepokoiłem z twego powodu — rzekł Charley, spotkawszy go nazajutrz w Hotelu Metropol. — Z trudem odnalazłem twój bilecik. Jakiś policjant poinformował mnie, że Raffles został zaaresztowany.
— To prawda, ale idzie tu o innego Rafflesa.
— Coś robił cały dzień? Portier powiedział mi, żeś wyszedł z hotelu o dziewiątej rano.
— Zgadza się. Asystowałem w posiedzeniu Zarządu. Dowiedziałem się o kilku faktach mało po-