Strona:PL Lord Lister -05- Uwodziciel w pułapce.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
11

z początku na widok towarzyszącego lordowi staruszka... Raffles skurczony i drżący, z opadającą dolną wargą świetnie grał rolą starca przynajmniej siedemdziesięcioletniego...
— Nie mamy szczęścia — zaczął starzec ochrypłym i drżącym głosem. — Przybył pan o pięć minut za późno... Do tej chwili udało nam się wspólnymi siłami utrzymać złoczyńcę. Jak pan widzi, jeszcze dotąd trudno mu złapać oddech... Nagle jednak, wyrwał się nam i wyskoczył oknem... Chętnie przyszedłbym z pomocą memu przyjacielowi, lecz cóż znaczą siły starca wobec młodości? O gdybym przynajmniej miał o dwadzieścia lat mniej...
Rozczarowanie odbiło się na twarzy Baxtera.
— Jakże mógł uciec przez park, kiedy stali tam dwaj służący, którzy nie spostrzegli nikogo?...
— Sam nie wiem... przypuszczam jednak, że schronił się na dachu...
Nowa nadzieja wstąpiła w serce inspektora:
— W takim razie mamy go w ręku... Willa jest kompletnie izolowana od wszelkich domostw... Musi chyba tam jeszcze być. Dom jest otoczony moimi ludźmi, schwytanie go będzie dziełem najbliższych minut.
Skinąwszy na detektywów wydał im odpowiednie rozkazy. Skoro się rozeszli, inspektor zbliżył się do starca:
— Czy zechciałby pan, milordzie udzielić mi bliższych wyjaśnień w sprawie? Zapytał. Wolno mi zapytać, z kim mam honor rozmawiać?
— Jestem lord Beresford... Siedzieliśmy właśnie z mym przyjacielem w salonie, grając w karty...
Inspektor Baxter, który słyszał nazwisko Beresford po raz pierwszy w życiu zdziwił się:
— Jakto? Służący powiedział mi, że lord wrócił niespodzianie do domu i że dzięki tej właśnie okoliczności...
— Ten służący to skończony osioł — odparł lord Rochester, po raz pierwszy przerwawszy milczenie. Zmyślił sobie najwidoczniej jakąś historię... Cała służba spała już od dawna...
— A co potem? — zapytał.
— Graliśmy więc w karty... Nagle usłyszeliśmy krzyk, dochodzący z sypiali pani domu. Nadbiegliśmy z pomocą. Oczom naszym ukazał się złoczyńca, który wtargnął do pokoju przez oszklone drzwi balkonowe... Uderzeniem mej laski zdołałem wytrącić mu broń z ręki... Podniósł ją mój przyjaciel i dzięki temu udało nam się utrzymać przez czas pewien zbrodniarza w szachu... Wówczas właśnie nastąpił tragiczny moment. Lady Rochester zemdlała. Gdy staraliśmy się ją przywrócić do przytomności — zbrodniarz wykorzystał moment i zbiegł. Dalszy ciąg pan zna, inspektorze...
— Chciałbym rzucić okiem na sypialnię lady Rochester — rzekł inspektor.
— Przedtem jednak poproszę o zwolnienie mnie. Jestem stary i emocje dzisiejszej nocy odbiły się fatalnie na mym zdrowiu. Zresztą nie przypuszczam, abym mógł się przydać w pogoni za złoczyńcą.
Inspektor zgodził się bez zastrzeżeń.
— Bardzo panu dziękuję — odparł starzec z uśmiechem. — Ale... Z natury jestem trochę lękliwy. Cóż będzie, jeśli ów osobnik zaczaił się gdzieś w głębi domu i zechce na mnie napaść po drodze? On ma rewolwer. — Ja zaś jestem bezbronny.
Mimo powagi sytuacji Baxter nie mógł się wstrzymać od śmiechu.
— Jeden z mych agentów odprowadzi pana do najbliższej taksówki. Pseudo — lord Beresford, podziękował serdecznie.
— Jest pan niezwykle uprzejmy, inspektorze.
Baxter skinął na jednego z policjantów. Starszy pan opuścił pokój odprowadzony pełnym nienawiści spojrzeniem lorda Rochestera. Odchodził bowiem na zawsze, a z nim razem znikało 10.000 funtów sterlingów.
— Proszę poczekać jeszcze minutę — rzekł stary lord Beresford do policjanta — chciałbym napisać słów parę inspektorowi Baxterowi.
Na kartce, wyrwanej z notesu, skreślił kilka linii i wręczył je policjantowi.
— A teraz pełnym gazem — rzekł do szofera.


∗             ∗

Pot perlił się na czole inspektora Baxtera. — Właśnie wydawał swym ludziom rozkaz zbadania wnętrza komina, przypuszczając, że może tam ukrył się nieuchwytny złoczyńca, gdy do pokoju wszedł policjant, który towarzyszył staremu lordowi. Nerwowym ruchem Baxter rozwinął podany mu bilecik. Czyżby stary przypomniał sobie o jakiejś ważnej okoliczności? W miarę jednak czytania, twarz jego zmieniła się niedopoznania i głuchy okrzyk wydarł się z jego ust. Bilecik zawierał treść następującą:

John. C. Raffles, dziękuje uprzejmie inspektorowi Baxterowi za udzieloną mu pomoc w ucieczce, dzięki której mógł swobodnie umknąć unosząc 10.000 funtów skradzionych lady Rochester.

Drżąc na całym ciele inspektor podał bilecik lordowi. Lord zbladł i zachwiał się na nogach. Opanował się jednak szybko.
Nowy kawał lorda Beresforda — rzekł. — Ten stary kpiarz często urządza sobie podobne żarty.
Rozumiem milordzie! ale o jakich 10.000 jest tu mowa? Czy nic panu nie zginęło?
Ani penny — odparł lord zduszonym głosem. — W mojej kasie nie miałem nawet funta!
Inspektor jednak był innego zdania. Uderzyło go bowiem dziwne zachowanie się lorda i jego żony. Nie chciał wyświetlić tajemnicy, jaka tu się kryła. Lord Rochester uważany był za jednego z najbardzo wpływowych obywateli w mieście. Jedynie dla formy prowadził w dalszym ciągu swe poszukiwania. Podejrzenia jego zmieniły się w pewność następnego dnia, gdy stwierdził, że w Londynie nikt nie znał lorda Beresforda. — W dwa dni później dzienniki wieczorne przyniosły wiadomości, że lady Rochester z powodu słabego zdrowia zmuszona jest porzucić wszystkie piastowane przez siebie godności w stowarzyszeniach dobroczynnych. Po wzmiance tej następowała długa lista ofiar, jakie lady Rochester z tego powodu przeznaczyła na rozmaite dobroczynne cele. Suma tych ofiar sięgała 9.000 funtów.
Czytając tę wzmiankę lord i lady Rochester o mało nie rozchorowali się z wściekłości. Gdzież jednak podział się pozostały tysiąc?
Tymczasem Nelly Somerset, dawna pokojówka lady Rochester otrzymała niespodzianie pewnego ranka list pieniężny. Prócz pieniędzy w liście znajdowało się parę słów od jej byłej pani.

Proszę przyjąć te sumę, jako rekompensatę za przykrość, którą ci sprawiłam i jednocześnie jako prezent ślubny. Mam bowiem nadzieję, że ślub twój nastąpi niebawem.