Strona:PL Lord Lister -04- Intryga i miłość.pdf/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
9

na wolności. Przed nim stał sir Edward Touston, Fitzgerald oraz domownicy. Wkrótce potem przyszedł Lord Clifford zalękniony i niespokojny. W sąsiędnim pokoju dwaj służący napróżno usiłowali zbudzić policjantów. Silny zapach eteru, napełniający salę oraz bibliotekę — wskazywał na to, że złoczyńca najprzód rozprawił się z dwoma policjantami.
— Dzięki Bogu, — rzekł lord Clifford, — pańskie krzyki i nasza interwencja musiały spłoszyć złodzieja i przeszkodziły mu w zabraniu łupu.
Detektyw rzucił przerażone spojrzenie w kierunku kasy ogniotrwałej, wyglądającej przynajmniej z zewnątrz na nietkniętą. W nadziei, że mógł się mylić przed chwilą, słysząc dźwięk kluczy — Holliday zamilkł dyplomatycznie. Dopiero sir Edward zwrócił uwagę na to, że złoczyńcy mogli z łatwością otworzyć kasę a potem zamknąć ją z powrotem. Chcąc się o tym przekonać lord posłał służącego do swej sypialni po klucze. Drżącą ręką otworzył kasę: mimo swego dobrego wychowania i umiejętności panowania nad wzruszeniami, lord zaklął wulgarnie. Ze skarbu, strzeżonego w jego przekonaniu najlepiej i najstaranniej, nie zostało ani centyma.
— Trzeba mi było pilnować skarbu samemu! — rzekł zdoławszy się opanować — Zwrócił się do gości, którzy prawie w komplecie stawili się wśród nocy i rzekł:
— Przykro mi niezmiernie, żeście państwo pozbawieni zostali zasłużonego wypoczynku nocnego. Miejmy nadzieję, że uda się odnaleźć złoczyńcę i odebrać skradzione pieniądze.
Jeden z mężczyzn zbliżył się do okna i odsunął roletę. Na niebie świecił jasny księżyc. W tej chwili rozległ się dźwięk dzwonka u bramy parkowej.
Na wszystkich twarzach odmalowało się przerażenie. Dwaj służący wyszli aby zobaczyć co się stało. Wrócili natychmiast, niosąc telegram zaadresowany do pułkownika Goara, nadany zaś przez posterunek policji w Kilburn. Drżącą ręką pułkownik otworzył telegram i przeczytał:

Tej nocy złodzieje splądrowali pańską willę. Służbę związano i uśpiono. Na ślad złoczyńców jeszcześmy nie natrafili.



Sfałszowany testament

Po otrzymaniu tej wiadomości pułkownik Goar chciał natychmiast pojechać do Kilburn. Niechętnie uległ namowie lorda Clifforda, który prosił go, aby zaczekał przynajmniej do świtu. Mgła bowiem panowała wówczas w Anglii i nocą całkowicie uniemożliwiała ruch na szosie. Jednak już o godzinie szóstej rano były pułkownik siędział w dużej sali i naganiał służbę do pośpiechu. On sam nie chciał nic jeść, ale bratanka jego oświadczyła kategorycznie, że nie wyjedzie przed śniadaniem. Mimo, że patrzył na nią niecierpliwie, miss Florence piła swą czekoladę małymi łykami, trzymając wzrok uparcie utkwiony w drzwiach, jakgdyby oczekując czyjegoś przyjścia. Markiz jednak nie zjawiał się i z głębokim westchnieniem piękna panienka zdecydowała się wreszcie wstać od stołu. Nagle w drzwiach dał się słyszeć hałas zmieszanych głosów: Był to miejscowy komisarz policji z dwoma żandarmami. Lord Clifford natychmiast po kradzieży, nie czekajc nawet świtu, zawiadomił żandarmerię. Nie było nic dziwnego, że biorąc pod uwagę stanowisko lorda oraz szacunek jakim się cieszył powszechnie, komisarz przybył natychmiast na miejsce przestępstwa. Widząc pułkownika gotowego do drogi, komisarz przywitał go grzecznie i rzekł:
— Żałuję bardzo, że nie mogę pozwolić panu na opuszczenie zamku, zanim nie ukończę pierwiastkowego dochodzenia. Zbytecznym chyba dodać, że czynię to z prostej ostrożności, i że nie żywię w stosunku do nikogo żadnych podejrzeń.
W pierwszej chwili pułkownik chciał zaprotestować, lecz natychmiast prawie uznał bezcelowość podobnego wystąpienia. Żeby poskromić swą złość, począł wędrować wielkimi krokami po sali, rzucając w stronę swej bratanki pełne złości spojrzenia W parę chwil później zjawił się również lord Clifford Na widok pułkownika Goara przeprosił go uprzejmie, że stał się mimowoli przyczyną opóźnienia jego wyjazdu:
— Pułkownik z pewnością nie weźmie tego panu za złe, lordzie... Zwłaszcza że muszę z nim porozmawiać w bardzo pilnej sprawie....
Słowa te wypowiedział markiz di San Balbo Przywitał obecnych uśmiechem i dodał:
— Przypomniał pan sobie niewątpliwie, pułkowniku, że wczoraj rozpoczęliśmy nader interesującą rozmowę. Musieliśmy ją przerwać z powodu braku czasu, lecz przyrzekł mi pan ponowić ją przy pierwszej nadarzającej się okoliczności...
Słysząc te słowa pułkownik Goar okazał niesłychane zdumienie. Nie przypominał sobie bynajmniej, aby rozmawiał kiedykolwiek z markizem o poważnych sprawach. Wzmogło to jeszcze uczucie niepokoju, które od pewnego czasu opanowało pułkownika. Nie wiedzc, co odpowiedzieć, udał się posłusznie za brazylijczykiem do biblioteki. Gdy znaleźli się sami w bibliotece, markiz wskazując pułkownikowi fotel rzekł ostro:
— Zechce pan usiąść.
Ruchem pełnym dystynkcji markiz wyciągnął z kieszeni swej marynarki grubą kopertę i rzekł, zniżając głos:
— Czy wie pan, co przygotowałem dla pana w tej kopercie?
Pułkownik wstał i odparł cierpko:
— Nie jestem w nastroju do rozwiązywania zagadek. Czy odważa się pan kpić z starszego od siebie człowieka? Czy nie uważa pan, że posiadam dostateczną przyczynę zdenerwowania, otrzymawszy wiadomość o nieszczęściu, które nawiedziło mój dom?
— Czy rozumie pan przez nieszczęście, fakt, że stary łotr, wspólnik pańskich bezwstydnych postępków został obezwładniony?.
Pułkownik Goar cofnął się jakgdyby uderzono go prosto w twarz. Mimo to głos jego pozostał dziwnie spokojny:
— Co chce pan przez to powiedzieć? Dokąd pan zmierza tymi niecnymi potwarzami?.
Markiz odpowiedział mu tym samym obojętnym tonem:
— Możliwe: człowiek ten był niesłychanie biegłym w podrabianiu charakterów pisma, do tego stopnia, że potrafił sfałszować testament pańskiego brata, tak, że najsprawniejsze oko nie mogłoby odróżnić charakteru pisma Wskutek tego oszustwa, miss Goar została pozbawiona całego swego majątku i wydana na łup pana.
Pułkownik Goar wybuchnął nerwowym śmiechem, by pokryć swój niepokój: