Strona:PL Lord Lister -02- Złodziej kolejowy.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdyby zjawiła się wcześniej, proszę powiedzieć, że przyjechał jej krewny z Kalkutty.
Wróciwszy do domu, Raffles długo rozmawiał z Brandem na temat sposobu odnalezienia Hetty.
— Obawiam się, czy nie popełniła samobójstwa. — rzekł. — Nabrałem jednak niezbitej pewności, że przyczyną jej nieszczęścia jest ten nędznik Meyer-Wolf. Kierowniczka pensjonatu wspom niała mi, że matka jej umarła nagle na serce. Przypuszczalnie zachorowała po napisaniu listu. To jest wytłómaczenie, dlaczego list ten nie doszedł nigdy do rąk adresatki. Do licha, muszę odnaleźć tę dziewczynę!
Tego samego wieczoru powrócił na Tower Street. Dziewczyny nie zastał. Wszedł do jej pokoju i nie zwracając uwagi na rozczochraną gospodynię otworzył walizkę. Znalazł w niej niewinne pamiątki w postaci listów i fotografij, związanych jedwabnymi wstążeczkami. Począł przeglądać listy. Pochodziły one od jej matki. Odłożył je na bok i począł przeglądać fotografie. Nagle otworzył szeroko zdumione oczy. Trzymał przed sobą fotografię kobiety z dwunastoletnią dziewczynką.
— Czy to jej fotografia? — zwrócił się żywo do gospodyni.
— Tak, to miss Brown — rzekła — Niewiele zmieniła się od tego czasu.
Raffles schował fotografię do kieszeni.
— Proszę zapakować to wszystko — zabieram to z sobą.
— Nie wypuszczę rzeczy, dopóki nie zapłaci mi pan za tydzień komornego — mruknęła stara.
Ze wstrętem rzucił jej dziesięć szylingów.
Wrócił autem do domu. Jakkolwiek przynaglał szofera do pośpiechu, droga wydawała mu się dziwnie długa. Jak strzała wpadł do pokoju, w którym siedział Charles Brand, pogrążony w lekturze.
— Przyprowadź tu czemprędzej moją protegowaną — zawołał podniecony.
— Co się stało?
— Nie pytaj o nic. Sprowadź ją czemprędzej.
W kilka minut później młoda dziewczyna stanęła na progu gabinetu. Wypoczynek oddziałał dodatnio na jej wygląd zewnętrzny. Oczy jej błyszczały radością, na delikatnych ustach wykwitł czarujący uśmiech.
— Czy poznaje pani te rzeczy, miss Hetty Brown? — rzekł Raffles, wyjmując z walizki niektóre przedmioty.
Spojrzała nań przerażona:
— Skąd pan zna moje imię?
— Miss Hetty, — rzekł zbliżywszy się do niej — mimo sceptycyzmu, który zapanował od pewnego czasu w ludzkich sercach, muszę przyznać, że niebo najwidoczniej w tajemniczy sposób kierowało pewnymi mymi czynami po to, abym mógł pani przyjść z pomocą.
— Skąd pan znał mój adres? Wstyd mi było podać go panu.
— Podano mi go w pensjonacie na Essex Street.
— To nie do wiary! — zawołała miss Brown. — Pamiętam dokładnie, że nie wspominałam przed panem tego nazwiska.
— Uczyniła to za panią jej matka, której, niestety, nie znałem osobiście. W milczeniu wyciągnął ku niej skradziony list.
Wzruszenie podcięło jej nogi. Musiała usiąść w fotelu, aby przeczytać list z za grobu.
— Biedna moja matka! Napisała ten list prawdopodobnie w ten sam wieczór, kiedy umarła.
— A oto spadek, który zostawiła po sobie — rzekł Raffles, wyjąwszy z biurka cenny naszyjnik z diamentów.
Miss Brown z podziwem spojrzała na kamienie, rzucające oślepiające blaski.
— Jest pani teraz bogatą, miss Hetty. Kamienie te przedstawiają olbrzymią wartość.
W jaki sposób doszedł pan do posiadania tych diamentów?
Raffles zawahał się:
— Znalazłem je u niejakiego Felixa Meyer-Wolfa.
— Wolf? Przecież to człowiek, który za życia ojca pożyczył mu dużo pieniędzy i który telegraficznie zawiadomił mnie o śmierci mej matki. Pewnego ranka, gdy odwiedził ją w jej mieszkaniu, zastał ją martwą.
— A więc nie myliłem się — rzekł Raffles uśmie
— I nie zawiadomił pani zupełnie o spadku, ani też nie przesłał listu?
— Nie — odparła miss Brown — powiedział mi tylko, że ojciec mój zaciągnął u niego olbrzymi dług i że na zasadzie jego zobowiązań wszedł w posiadanie całego naszego majątku. Okazał się jeszcze na tyle wspaniałomyślny, że z własnej kieszeni pokrył koszta pogrzebu mojej matki.
— Goddam! — krzyknął Raffles — Że tego rodzaju zbóje rodzą się na tym świecie!
— Nie miałam najmniejszego pojęcia, że to nie uczciwy człowiek. Wprost przeciwnie, uważałam go za swego dobroczyńcę.
— To się często zdarza. Najgorsi oszuści uważani są za ludzi szlachetnych i dobroczyńców ludzkości.
— Czy bankier dał panu te klejnoty z poleceniem oddania ich mnie?
— O nie — rzekł Raffles — Proszę mi wybaczyć, że nie mogę opanować swego wzruszenia. Ten łotr pozbawił panią jej dziedzictwa. Ukrył list pani matki, zabrał cenne diamenty! Toż to najgorszy z bandytów. Czy nie wie pani przypadkiem, jaki majątek zostawił po sobie wuj, mieszkający w Kalkucie?
Miss Brown zaprzeczyła ruchem głowy.
— Niestety, nic o tym nie wiem. Matka moja niejednokrotnie wspominała mi o wuju, mieszkającym w Indjach. Dowiedziałam się wprawdzie o jego śmierci, lecz nie słyszałam, czy zostawił po sobie spadek. Wszystko to razem brzmi dla mnie niesłychanie tajemniczo. Czy zechce mi pan wyjaśnić, w jaki sposób stał się pan posiadaczem listu i diamentów?
John Raffles przez chwilę spoglądał uważnie na dziewczynę. Zapadło milczenie.
— Jestem John C. Raffles!
Dreszcz wstrząsnął delikatnym ciałem dziewczyny.
Tajemniczy Nieznajomy zaśmiał się:
— Prawdopodobnie wyobrażała sobie pani tego człowieka w całkiem inny sposób?
— Tak — odparła. — Kierowniczka naszego pen sjonatu mówiła nam często o nim, jako o niebezpiecznym zbrodniarzu, przed którym należy się mieć na baczności. Czy naprawdę ma pan tyle zbrodni na swym sumieniu?
— Czy ciągle jeszcze mnie pani uważa za bandytę?
— Nie, odparła Hetty — nie wierzę ani słowu z tego, co mi o panu opowiadano. Pan jest naprawdę dobry.