Strona:PL London Biała cisza.pdf/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przejezdnych. Dawson zaś, złote miasto, cierpiące stale na brak nabiału, wyczekiwało go z gorączkową niecierpliwością i chciwie chwytało każdą wiadomość o nim.
Jeden tylko Rasmounsen nic o tem wszystkiem nie wiedział. Nazajutrz po owej pamiętnej podróży, naprędce naprawiwszy „Almę“, ruszył dalej w drogę. Teraz prosto w twarz wiał mu ostry, lodowaty wicher, ale on mężnie zapuścił wiosła w wodę i jął wiosłować, zatrzymując się co chwilę, by zeskrobać lód z wioseł, a za każdym takim przystankiem fale niosły go gwałtownie w tył. Tutejszym zwyczajem, przy Windy-Arma wyrzuciły go na brzeg, a przy Tagich trzykrotnie zatapiały mu łódkę i trzykrotnie osadzały go na mieliźnie. Na jeziorze Marsh trzeba było trzymać się zdala od brzegów, już pokrytych lodem. „Alma“ była cała porozbijana przez lód i fale, ale jaja trwały w całości. Rasmounsen przeniósł je o dwie mile dalej na własnym grzbiecie, po lodzie, aż do brzegu i tutaj zbudował dla nich doskonałe schowanko, lepiankę; zachowała się ona w ciągu wielu lat, i długo jeszcze potem przewodnicy pokazywali ją podróżującym nowicjuszom.
Teraz dzieliło go od Dawson pięćset mil zamarzniętym traktem — rzeka pokryła się już lodem. Ale Rasmounsen, z dziwnym wyrazem w zesztywniałej twarzy, ruszył piechotą zpowrotem ku jeziorom. Niepodobna sobie nawet wyobrazić, co przecierpiał ten człowiek podczas tej podróży, mając ze sobą tylko topór, kołdrę, oraz garść su-