Strona:PL London - Martin Eden 1937.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zgóry, iż czytelnik posiada pewne minimum wiadomości. Martin przecież nie posiadał ich wcale. To samo odczuwał przy czytaniu poezyj, które zresztą przyprawiały go niemal o szaleństwo rozkoszy. Swinburna przeczytał więcej, niż zawierał tomik, dany mu przez Ruth. Dolores pojął do głębi. Zdecydował również, iż Ruth nie pojęła tego z pewnością. Jakże zrozumiećby to mogła, żyjąc tak subtelnem, przerafinowanem życiem? Przypadkowo natrafił na poezje Kiplinga i porwany został blaskiem, polotem i artyzmem, z jakim stwarzały w sztuce każdy najpospolitszy szczegół życia. Zachwyciła go głęboka sympatja człowieka do wszystkiego, co żyje, zdumiała przenikliwość psychologji. „Psychologja“ była nowym nabytkiem w kapitale językowym Martina. Kupił sobie słownik, co mocno nadwyrężyło jego zapasy pieniężne i przybliżyło dzień odpłynięcia na morze dla nowego zarobku. Zmartwiło przytem p. Higginbothama, który wolałby był, żeby dolary te zmieniły się na komorne.
W biały dzień nie ośmielał się Martin zapuszczać w dzielnice, gdzie mieszkała Ruth, zato wieczory zastawały go nieraz zaczajonego niby złodzieja około domu Morsów. Ukradkiem spoglądał ku oknom, potajemnie kochał ściany, które Ją kryły. Kilka razy ledwie uniknąć zdołał spotkania z braćmi Ruth, a raz nawet odprowadził pana Morsa do centrum miasta, obserwując twarz jego przy świetle latarni ulicznych i z całej duszy pragnąc w tej chwili jakiego śmiertelnego niebezpieczeństwa, aby