Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wem uchem, ten sam głos: „No, no! Julja nie odmówiłaby pocałunku Izydorowi!“ Wówczas się odwraca, lecz tym razem w stronę swej żony i Izydora i widzi, jak ten, pochwyciwszy rękę jego żony, pokrywa ją pocałunkami ponad odchyloną rękawiczką. No i naturalnie, rozumieją panowie, że na tem się nie skończyło! Plask, plask! pan Maniera, który jest wysoki i silny, jak nieprzymierzając pan, panie Richard, uderzył parę razy w twarz p. Izydora, który szczupły był i słaby jak p. Moncharmin, bez jego obrazy. Skandal! Sala cała ryczała w niebogłosy! Zabijają! zabijają! policja.“ skończyło się na tem, że p. Izydor uciekł.
„A więc upiór nie złamał mu nogi, — zauważył p. Moncharmin złośliwie, urażony uwagą p. Giry, tyczącą się jego fizycznych zalet.
„Złamał mu, mój panie“, — odparła z godnością bileterka, której uwagi nie uszła intencja dyrektora.
Złamał mu ją zupełnie, na wielkich schodach, po których zbiegał za szybko!“
„Czy to upiór sam powtórzył pani słowa, szeptane do ucha p. Maniera“, — zapytał z komiczną powagą p. Moncharmin.
„Nie, panie! To sam p. Maniera“.
„Ale mówiliście już z Upiorem, moja dzielna kobieto?“
„Tak, jak mówię teraz z panem, mój dobry panie“.
„A co mówi do pani ten upiór?“