Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

patrzysz na mnie takim przerażonym wzrokiem? Zmoczony jestem, prawda? Oh! bo widzisz moje kochanie, niepotrzebnie wychodziłem teraz, a taka okropna pogoda... Wiesz, ten co dzwonił przed chwilą... a może mnie się tak tylko zdawało, podobny był... no, obróć się!... jesteś zadowolona, co? jesteś teraz wolna... Oh! mój Boże, twoje biedne ręce Krystyno... bolą cię. Ale czekaj... muszę przecięż zaśpiewać nad nim moją mszę żałobną...“
Słuchałem tych strasznych słów i złowrogie przeczucie owładnęło mną. I ja kiedyś zadzwoniłem w ten sam sposób do drzwi tego potwora! Dwoje czarnych potwornych ramion wysunęło się z ciemnych głębin wód i pochwyciło mnie... Któż to mógł być? Eryk mówił o jakiemś podobieństwie... Do kogo był on podobny? do kogo? A teraz ten ohydny szatan śpiewał nad nim Requiem...
Oh! ten śpiew wspaniały a przeklęty! Całe podziemie rozbrzmiewało nim. Nagle dźwięki organów przycichły, a głos, zmieniony, ochrypły i zduszony, zapytał:
„Co to jest? Co ty zrobiłaś z moim woreczkiem z kluczami?...