Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cała ta rozmowa prowadzona była gorączkowo, urywanie, w ciągłej obawie, że potwór nadejdzie...
„Niech pani mu powie, — prosiłem, — że więzy ją cisną, niech pani będzie łagodną, uśmiecha się nawet do niego. Wszystko zależy od pani...“
„Na miłość boską!... ciszej... — wyszeptała drżącym głosem Krystyn^. — To on! nadchodzi... słyszę jego kroki! oddalcie się! błagam was!“
„To jest niemożliwe, — odparłem. — Jesteśmy tu dobrze zamknięci i tu pozostać musimy.“
Przestaliśmy mówić.
Odgłos ciężkich powolnych kroków rozległ się za ścianą. Eryk drzwi otworzył i wszedł do pokoju.... Dał się słyszeć okrzyk zgrozy Krystyny.
„Wybacz mi, że wchodzę do ciebie w takim stanie, — rzekł Eryk. — Ładnie jestem urządzony, co? Ale to wina „tamtego“. Dlaczego dzwonił? Czy ja przechodniów pytani o godzinę? Oh! już on więcej o to nie będzie pytał nikogo!“
Westchnął cicho i zamilkł.
„Dlaczego krzyknęłaś, Krystyno? — zapytał po chwili. — Czy przelękłaś się mnie?“
„Eryku, ja cierpię, — mówiła Krystyna, — te sznury wżarły mi się w ciało...“
„Ale ty zechcesz znowu umrzeć... a zresztą, skoro i tak umrzeć mamy razem, — mruknął Eryk — dosyć takiego życia, muszę jakoś z niem skończyć. Rozumiem cię, poczekaj! nie ruszaj się, uwolnię cię. Jedno tylko twoje słowo, Krystyno, a wszystko skończy się w jednej chwili. Dlaczego