Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„A więc — rzekł Richard, — musiano mnie okraść w drodze z Opery do domu”.
„Nie! — odparł sucho Moncharmin. — To jest zupełnie wykluczone! Odprowadziłem cię przecież we własnym powozie. Pieniądze znikły u ciebie, niema najmniejszej wątpliwości”.
„Ależ to jest niemożliwe — protestował Richard. — Jestem pewny swojej służby”.
Moncharmin wzruszył ramionami.
Ruch ten zauważył Richard i uznał, że wspólnik jego zachowywał się od chwili wcale niedwuznacznie.
„Moncharmin! mam tego już dosyć”!
„Richard! Mam tego już za wiele”!
„Ty śmiesz mnie posądzać?”
„Tak! O niefortunny wcale żart”.
„Nikt nie żartuje, gdy chodzi o 20 tys. franków”.
„Zgadzam się z tobą w zupełności”, — wyrzekł poważnie Moncharmin, rozwijając olbrzymią gazetę i ostentacyjnie zabierając się do czytania.
„Co ty robisz? Zamierzasz czytać?”
„Tak, mój drogi, aż do chwili, w której odprowadzę cię do domu”.
Zniecierpliwionym ruchem Richard wyrwał gazetę z rąk wspólnika. Moncharmin zerwał się wściekły, lecz, gdy spojrzał na bladą, zmienioną twarz przyjaciela, usiadł, nie wyrzekłszy słowa.
„Wiesz! — wrzasnął Richard, — myślę o tem, co powinienem pomyśleć, jeśli tak jak ostatnim razem,