Przejdź do zawartości

Strona:PL Leroux - Upiór opery.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Przeznaczenie przykuwa cię do mnie na wieki“, — dźwięczały żałosne tony pieśni.
Krystyna szła ciągle ku ścianie, w której odzwierciadlała się jej postać.
Raul wyciągnął ramiona, chcąc ją pochwycić, gdy niespodzianie odrzucony został w tył i zimny, lodowaty powiew owiał go całego, a wkoło niego kilkanaście lekkich i nikłych postaci, w których w każdej z nich rozpoznawał Krystynę, przebiegło w popłochu i tak szybko iż żadnej z nich pochwycić nie zdołał.
Gdy oprzytomniał, Krystyny nie było w pokoju. Skoczył do lustra, do ścian, — pukał, dobijał się. Nie było nikogo, a przecież w powietrzu rozlegały się jeszcze dźwięki szatańskiej melodji...
Raul był jak we śnie. Co to się stało? Pod czyjąż straszną i niepojętą władzą znajdował się? Gdzież tak zniknęła Krystyna i czy ujrzy ją jeszcze? Przycisnął silnie skronie palcami, bo czuł, że traci przytomność umysłu. Usiadł ciężko na krześle, na którem przed chwilą znajdowała się Krystyna i wyczerpany, zgnębiony zapłakał jak dziecko. — Widział, że stoi przed jakąś straszną tajemnicą, której zgłębić nie był w stanie.