Strona:PL Leopold von Sacher-Masoch - Demoniczne kobiety.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeszcze po kolana na tej prowizorycznej drodze, a po obu bokach wznosiły się wały śnieżne, jakby szańce, do wysokości człowieka.
Żołnierze, przywykli na północy do tego rodzaju warunków klimatu, maszerowali raźnie, podrwiwując z mrozu, który w ich stronach jest zwykle o połowę silniejszy.
Raniutko odezwał się Skobelew do żołnierzy:
— No, moje dzieci, życzę wam powodzenia... Turcy już niedaleko...
— Dziękujemy — odpowiedziano mu chórem. — Postaramy się o to, by się nie dać.
Poczęto schodzić po pochyłości góry. Miejscami konie grzęzły w śniegu po szyję, a żołnierze staczali się jeden po drugim w dół, jak na jakiemś sportowem boisku. Wkrótce rozpoczął się ogień.
Do wieczora zdołał Skobelew zająć wieś Smitli, poczem noc rozdzieliła walczących.
Tysiące żołnierzy leżało w około na śniegu, bądź zabitych, bądź rannych i broczących krwią.
Nie było komu nieść im pomocy. Ani ambulansu, ani wozów, ani ludzi do ratowania. A rannych przybywało ciągle, aż śnieg od krwi się czerwienił. Wiatr miótł miałkim śniegiem i zasypywał całe grupy nieszczęśliwych.
Owej strasznej nocy Wiera była prawdziwym aniołem. Nie była to już kobieta, lecz istota o nadzwyczajnej sile i wytrwałości, walcząca jak prawdziwy bohater z potęgą elementów i śmierci.
— Wiera, co wy robicie — zapytał ją troskliwie Krubin — czy chcecie paść pod nawałem pracy i wysiłku?
Czy istotnie pragnęła tego, Bóg raczy wiedzieć, dość że tej nocy skończyła Wiera swój żywot śmiercią bohaterską.
Wyszukując w pośród zasp coraz to nowych rannych, brodziła Wiera dalej i dalej, jak wierny pies z góry św. Bernarda, nie zważając na siarczysty mróz i zamieć, aż wreszcie brakło jej tchu.