Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ruszenie ramionami dokonane przez bohatera naszego oznaczało coś, co śmiało do kategoryi złych znaków zaliczyć się dawało. Książę przedstawił się wyobraźni jego pod postacią skorpiona w kielichu lilii białéj. Pomyślał o tém, co zagraża skorpionowi temu. Wówczas to ramionami ruszył — co, na wyrazy przełożone, oznaczało:
— Może to i lepiéj...
Przeniósł oczy na księżną i powiedział sobie w duchu:
— Biedna ty, lilia biała!..
— Cóż pan powiadasz o fotografii księcia?.. — zapytała księżna obojętnie.
— Znakomita robota... opracowanie iście artystyczne...
— Zawsze jednak najlepsza fotografia nie warta miernego malowidła...
Lech potwierdził zdanie księżny i wywiązała się rozmowa o malarstwie, która wykazała gust i znawstwo w téj materyi pięknéj pani. Poglądy jéj były oryginalne i śmiałe, świeże i zajmujące. Dzieliła malarstwo w ogóle na kosmopolityczne i narodowe i podział ten klassyfikowała na szkoły, których wykazywała łączność i oddziaływanie jednéj na drugą. Lech wspomniał o szkole polskiéj — ta obcą jéj nie była: znała Grottgera, znała obrazy wszystkie Matejki i Siemiradzkiego, którego nie konfiskowała dla Moskwy, znała Brandta, Chełmońskiego, Leopolskiego, Simmlera i wielu innych. Oddawała im pochwały zasłużone, wytykała błędy, w odniesieniu do których sprzeczała się z Lechem, była bowiem tego zdania, że w malarstwie polskiém przebija się skłonność do wyszydzania tego co niepolskie. Na poparcie zdania tego przytaczała Matejki Batorego, przyjmującego poselstwo Iwana Groźnego.
— Czyż nie wyszydzeni tam Moskale? — zapytała...