Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie tak to daleko... pomiędzy Cologny a Colonge... prześliczna... Nadzieja Gawriłowna zna ją... powiada, że jestto ze wszystkich w téj stronie will najpiękniejsza...
— Cóż to się stało Natalii Rodionowiczownéj!... rzekł Moskal drugi. Co ona tu robić będzie?.. Czy niejaka zatieja?..
Zaitieja jest to wyraz, którego dokładnie przetłumaczyć po polsku nie umiem. Oznacza on zasnucie delikatne działania podstępnego, zastawienie sieci.
— Cóż by znów za zatieja!.. zareplikował pierwszy.
— Dziwna jednak rzecz... — podchwycił drugi. — Podczas kiedy, z jednéj strony, przybywa kniahinia Gabarin, z drugiéj rewolucyonerzy nasi (dwa te wyrazy wymówił z przekąsem) dostają zasiłek w osobie Tameńki...
— Chachoł... — bąknął pierwszy pogardliwie.
— Tak... chachoł... doktor...
— Będzie rewolucyonerów leczył... może ich wyleczy na waryacyę, w którą popadli... — odezwał się tamten tonem żartu.
— Doktor filozofii... — poprawił drugi — człek bardzo uczony...
— Uczony... a z rewolucyonistami się styka!.. Tfu, z uczonością taką!..
— Wyświadczcie mi łaskę — odezwała się dama moskiewska, która w milczeniu dotychczas, robótką jakąś ręczną zajęta, słuchała — wyświadczcie mi łaskę, Eustachi Onisirowiczu i Elpidifonie Wisarionowiczu, i powiedźcie mi, czego rewolucyonerzy nasi chcą?...
Moskale spojrzeli jeden na drugiego, jakby się oczami radzili, i po chwili, ten który zwał się Eustachim Onisirowiczem, odpowiedział:
— Hm?... czego oni chcą?... Oni i sami nie wiedzą...