Strona:PL Lech-Czech-Rus (Zygmunt Miłkowski, 1878).djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o porzątku, jaki zaprowadzonym był w dobrach jego. Upraszał matki o utrzymanie i rozwijanie porządku tego. Pani Białoorłowicz potakiwała synowi we wszystkiem, potakiwała zaś nie na ślepo, lecz z całém rzeczy rozumieniem — wchodziła w szczegóły, dawała wskazówki, wyświecała strony niejasne. Rozmowa ta zajęła noc całą. Przerwało ją mocne do drzwi zapukanie.
— Oh... żachnęła się pani Białoorłowicz.
— Kwadrans na piątą!... odezwał się z za drzwi głos odźwiernego hotelowego.
Był to znak, że za trzy kwadranse pociąg odchodzi i że kto takowym odjechać chce, temu w drogę wybierać się pora.
Lech wstał z kanapy. W téj chwili za drzwiami przyległego numeru słyszeć się dał łoskot, który panią Białoorłowicz przeraził. Nastąpiło najprzód silne w drzwi uderzenie, potém coś upadło niby ciało ludzkie, w końcu ozwało się postękiwanie, krechcenie i posuwanie meblów. Lech podszedł ku drzwiom z uchem nadstawionem.
— Co to?... — zapytała matka.
— Słychać chód... ktoś zdaje się, wyszedł...
Był to zapewne ów garson, którego urzędnik na podsłuchach postawił. Może mu się słuchanie znudziło, zasnął w pozycyi nasłuchującej i zbudzony nagle okrzykiem odźwiernego, upadł.
Pani Białoorłowicz nie domyślała się tego. Zajmowało ją co innego. Jak skoro z przerażenia ochłonęła, żegnała syna i wyściskawszy go, przemówiła do niego tonem błagalnym niemal:
Mój Lechu.... gdyby ci się sposobność zdarzyła podziękować księżnie Gabarin, nie zaniechaj dopełnić obowiązku tego...
Lech na dworcu kolei żelaznéj, czyli na woksalu, jak dworce w Rosyi nazywają, spotkał urzędnika, który oczekiwał na niego.