Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— I to już śmierć? — odezwał się Lupin. — A to zabawne doprawdy! Myślałem, że jest większa różnica między życiem a śmiercią!
Huknął drugi strzał... Gabriel wyrwał rewolwer z rąk ciotki i obejrzał go uważnie:
— A to co? — krzyknął — wszystkie kule powyjmowane... zostały same tylko patrony...
— Niepodobna? — wyszeptała p. Dugrival, silnie zmieszana. — Któżby to mógł zrobić?... Sędzia śledczy?... Policja?
Urwała, nadsłuchując niespokojnie:
— Słyszysz?.. jakieś szmery...
Nadsłuchiwali trwożnie. Wdowa poszła aż do przedpokoju, skąd wróciła po chwili, zirytowana, wściekła.
— Niema nikogo... Mamy jeszcze czas... Sąsiadów niema w domu... Zawcześnie się cieszyłeś, kochanku!... Gabriel, dawaj nóż!
— Jest w moim pokoju:
— To go przynieś.
Gabriel wyszedł spiesznie. Wdowa aż się trzęsła z wściekłości.
— Czekaj Lupin, nie minie cię to!... Przysięgłam... co wieczór i co rano powtarzam przysięgę, — na kolanach... wobec Boga, który mię słucha... Tak jest, — mam prawo pomścić nieboszczyka!.., A co, kochanku, jakoś ci już mina zrzedła? I coś cię strach oblatuje? Boże drogi, — on boi się, naprawdę boi się! Czytam to w jego oczach! Gabrielu, chodź-że tu prędko — przypatrz mu się, jak mu się wargi trzęsą.., Nóż, dawaj nóż, prędko, — niech mu teraz wbiję w samo serce!
— Nie mogę go nigdzie znaleźć, — odparł Gabriel, wpadając do pokoju. — Nóż był w moim pokoju... zniknął gdzieś... nie pojmuję, co to wszystko znaczy...
— Nic nie szkodzi, — krzyczała wdowa, napół oszalała, — obejdzie się... I tak dam sobie radę... własnemi rękami...