Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niedaleko ich domu wybuchła gwałtowna kłótnia między dwoma sklepikarzami. Dozorcowa popędziła tam czemprędzej, by się przysłuchać. I zaledwie wyszła za bramę, do domu wślizgnął się zgrabnie, niespostrzeżenie, jakiś młody człowiek, średniego wzrostu, ubrany nader elegancko. Czemprędzej popędził po schodach aż na trzecie piętro.
Zadzwonił do drzwi, — raz, — drugi, — trzeci.
Dopiero za trzecim dzwonkiem drzwi się uchyliły.
— Czy mogę się widzieć z panią Dugrival? — zagadnął grzecznie ów młody człowiek, zdejmując kapelusz.
— Pani Dugrival jest niezdrowa, — nie przyjmuje nikogo, — odparł Gabriel, stojący w przedpokoju.
— Muszę się koniecznie z nią rozmówić.
— Jestem jej synowcem, — może mi pan powie, o co idzie?
Dobrze. Bądź pan zatem łaskaw powiedzieć pani Dugrival, że udało mi się przypadkowo zdobyć cenne informacje w sprawie owej kradzieży, której padła ofiarą. Chciałbym jednak koniecznie obejrzeć całe mieszkanie i zbadać pewne ważne szczegóły. W podobnych sprawach mam wielkie doświadczenie i jestem przekonany, że mógłbym w tym wypadku bardzo dużo pomóc.
Gabriel przypatrywał mu się przez chwilę z namysłem, — wreszcie odrzekł:
— W takim razie... sądzę, że ciotka moja chętnie się zgodzi... Proszę pana do środka.
Uchylił drzwi do jadalnego pokoju i uprzejmym giestem zaprosił przybysza do wnętrza. Ale zaledwie ten ostatni stanął nogą na progu, Gabriel podniósł ramię i gwałtownym, niespodziewanym ruchem zadał mu potężny cios sztyletem, powyżej prawej łopatki.
— Brawo! doskonale! — odezwała się pani Dugrival, wybuchając szatańskim śmiechem. — Udało