Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żą, a tą poprzednią, na wyścigach? Wszystko to jest wręcz niezrozumiałe i mam wrażenie (co mi się bardzo rzadko zdarza), że szkoda czas tracić na dochodzenia.
Sędzia śledczy zabrał się do sprawy niesłychanie energicznie. Najsprytniejsi dziennikarze przeprowadzali śledztwo na własną rękę. Przyjechał nawet z Londynu jeden z głośnych detektywów. Ale wszystkie te wysiłki nie dały żadnego zgoła wyniku: upłynęło sześć tygodni od owego wypadku, a tajemnica pozostała zupełnie nierozjaśnioną. Wreszcie i sam sędzia śledczy doszedł do przekonania, że — jak to odrazu trafnie zauważył Ganimard, — szkoda tracić czas na dalsze dochodzenia.
Tymczasem w mieszkaniu Dugrivalów życie płynęło zwykłym trybem. Pod troskliwą opieką swego synowca pani Dugrival odzyskała wkrótce zdrowie. Siadywała w wygodnym fotelu, koło okna, — a Gabriel zajmował się sam całem gospodarstwem, załatwiał sprawunki, sam nawet gotował, obywając się bez pomocy dozorcowej.
Żyli w zupełnem odosobnieniu, nie przyjmując absolutnie nikogo; dojadły im już zanadto te nieustanne wywiady z reporterami, te wizyty policji i organów śledczych. Pani Dugrival była tak zdenerwowana temi przejściami, że nawet dozorcowej zabroniła wstępu do swego mieszkania, nie mogąc znosić jej gadatliwości. Dozorcową nie dała za wygraną; ilekroć spotykała na schodach czy w sieni młodego Gabriela, zawsze go zaczepiała, zawsze miała mu coś do powiedzenia.
— Panie Gabrielu, miejcie się państwo na baczności. Szpiegują was! Wczoraj wieczór znowu mój stary widział, jak jakiś pasażer przez lornetkę przyglądał się oknom pańskiego mieszkania!
— Niema strachu, — odparł swobodnie Gabriel, — to musiał być ajent policyjny. Policja pilnuje nas teraz dobrze, chwała Bogu!
Otóż któregoś dnia, koło czwartej popołudniu