Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zaręczam ci, że tak. Mógłbym ci nablagować, że zląkłem się policji, albo w ostatniej chwiii opadły mnie jakieś skrupuły... Powiem ci jednak szczerą prawdą... choć to bardziej prozaiczne... śmierdziało mi zanadto!
— Co takiego?
— Tak, mój drogi... z te] kasy cuchnęło tak obrzydliwie, że nie mogłem wytrzymać... czułem, że mi się słabo robi, że lada chwila zemdleję... Pomyśl, jakie to jednak głupie! Cała i jedyna moja zdobycz z tej wyprawy, to ta oto szpilka do krawatki... Perła warta na ślepo trzydzieści tysięcy! Ale przyznam ci sią, że zły jestem porządnie... Nie udało się!...
— Jeszcze jedno pytanie: jakim sposobem odgadłeś owo słowo, otwierające zamek od kasy?
— To takie proste przecież! Można się było odrazu domyśleć!
— Mianowicie?...
— Słowo to ukryte było w owych telegraficznych sygnałach, podawanych przez biedaka Lavernoux.
— Nie rozumiem...
— No, — owe błędy pisarskie...
— Błądy pisarskie, powiadasz?
— Oczywiście, — przecież to było umyślnie robione. Nie przypuszczasz chyba, aby sekretarz, intendant barona, nie znał na tyle ortografji, by pisać ni zamiast nie, attaku przez dwa t, bezpłodej walka zamiast bezpłodnej walki. Odrazu mi to wpadło w oczy. Zestawiłem te cztery litery razem i doszedłem w ten sposób do słowa ETNA, — nazwy owej sławnej klaczy.
— I to jedno słowo ci wystarczyło?
— Naturalnie. Najpierw naprowadziło mnie ono na trop afery Repsteina, o której rozpisywały się szeroko dzienniki. Potem przyszło mi na myśl, że właśnie to słowo otwiera też i kasę, zważywszy, że Lavernoux znał straszną zawartość tej kasy i chciał zadenuncjować barona. Tą drogą doszedłem też do