Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Baronowa, — wyjąkał, — baronowa!... Ach, ty potworze!
Ocknął się ze zdumienia, zwrócił się ku leżącemu baronowi, splunął mu w twarz i począł kopać nogami:
— Masz, masz, jeszcze ty łotrze, ty łajdaku! Czekaj, szafot cię nie minie!
Z górnych pięter dochodził gwar zmieszanych głosów, — na schodach rozległy się spieszne kroki. Czas było myśleć o ucieczce.
Uda mu się, — był tego pewnym. Już w czasie rozmowy z baronem doszedł do wniosku, że musi tu być jakieś sekretne wyjście. Świadczyło o tem najwymowniej zachowanie się barona, który nie stracił zupełnie głowy i zdecydował się nawet na walkę z Lupinem. Widocznie był pewnym, że uda mu się potem uciec niepostrzeżenie.
Lupin przeszedł do sąsiedniego pokoju, którego okno wychodziło na ogród. W chwili, gdy ajenci policyjni weszli do pałacu, Lupin wyszedł na okno i po rynnie spuścił się na ziemię. Obchodził ostrożnie cały budynek; wkrótce dostrzegł gęste krzewy, rosnące pod murem, wszedł między te krzewy i odkrył tam odrazu małą furtkę, którą otworzył bez trudu. Znalazł się na podwórzu, przebiegł je szybko, jeszcze kilkanaście kroków i już znalazł się na ulicy. Oczywiście policja, jak to Lupin przewidywał, — nie wiedziała nic o tem tajemnem przejściu.
— No i co ty mówisz na to? — spytał mnie Lupin, po opowiedzeniu mi wszystkich szczegółów tej tragicznej nocy. — Ten baron Repstein, cóż to za łotr rafinowany! Jakto jednak pozory mylą! Wyglądał naprawdę na uczciwego człowieka!
— No... a owe miljony? A te klejnoty księżniczki? — zagadnąłem.
— Były schowane w kasie. Pamiętam dobrze, — leżała tam duża paczka.
— A zatem?
— Leżą tam dalej.
— Nie podobna?!