Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pin skończył mówić, baron cofnął się o parę kroków, otworzył usta, jakby chciał coś odrzec, — ale rozmyślił się... podszedł do kominka i nacisnął dzwonek.
Lupin ani drgnął, — stał spokojnie, lekko uśmiechnięty. Kiedy lokaj stanął we drzwiach, — baron zwrócił się do niego:
— Możesz iść spać, Antoni. Ja sam wyprowadzę pana.
— Czy mam pogasić światła?
— Tak, — tylko w przedpokoju zostaw.
Po wyjściu lokaja baron podszedł szybko do biurka, wyjął stamtąd rewolwer, wsadził go sobie do kieszeni i wrócił do Lupina, mówiąc zupełnie spokojnie:
— Niech pan się nie gniewa, że zmuszony jestem przedsięwziąć pewne środki ostrożności, — na wypadek, gdybym miał do czynienia z warjatem... Ale nie, pan nie jesteś warjatem. Ale nie pojmuję zupełnie celu pańskiej wizyty... A przytem rzuciłeś mi pan w twarz tak potworne oskarżenie, że pragnąłbym naprawdę usłyszeć powody, które pana do tego skłoniły.
Mówił to głosem wzruszonym, — w oczach łzy mu zalśniły. Lupin zadrżał. Czyżby się omylił? Czyżby owa hipoteza, do której doszedł drogą intuicji, hipoteza oparta na kruchej podstawie kilku drobnych faktów, miała się okazać błędną? Jeden drobny szczegół przyciągnął jego uwagę: poprzez wycięcie w kamizelce barona spostrzegł koniec owej szpilki, wpiętej w krawatce i skonstatował, że szpilka ta była niezwykłej długości. Co więcej, szpilka ta była trójkątna, tworząc rodzaj maleńkiego, delikatnego sztyleciku, strasznej broni w rękach fachowca.
I Lupin nie wątpił już, że właśnie od ukłucia tej szpilki, ozdobionej wspaniałą perłą, zginął biedny Lavernoux.
— Szczwany z pana lis, panie baronie, — szepnął.
Baron stał niewzruszony, spokojny, jakby niczego nie rozumiał i czekał na wyjaśnienie, które mu się