Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— W takim razie — to ów lekarz?
— Tak.
— Jak on się nazywa? Kto to jest, ten szatański zbrodniarz, tajemniczy, nieuchwytny, — którego nikt nawet nie podejrzywa?
— Nie domyśla się pan?
— Nie.
— A chciałby pan to wiedzieć?
— Czy chciałbym? I pan się pyta jeszcze? Mówże pan nareszcie!... Kto to, gdzie się ukrywa? Wie pan, gdzie on jest?
— Wiem.
— Tu, w tym pałacu?
— Właśnie!
— I jego to policja poszukuje?
— Tak jest.
— Któż to zatem?
— Pan!
— Ja?...
Nie upłynęło jeszcze dziesięć minut od chwili wejścia Lupina do pałacu, a już pojedynek się rozpoczął. Oskarżenie było rzucone baronowi w twarz, jasno, brutalnie, niedwuznacznie.
Lupin mówił dalej:
— Tak jest, — pan sam, przyprawiwszy sobie fałszywą brodę i nałożywszy dla niepoznaki okulary, udając poważnego staruszka. Pan sam, baronie Repstein. Bo gdyby przyjąć, że to nie pan sam ułożył cały ten piekielny plan, — sprawa przedstawiałaby się poprostu jako nierozwiązalna zagadka. Natomiast jeżeli wyjdziemy z tego założenia, że pan jesteś tym zbrodniarzem, że pan zamordowałeś swą żonę by się jej pozbyć i puszczać majątek z inną kobietą, że pan zabiłeś pana Lavernoux, aby pozbyć się jedynego groźnego świadka, — wtedy odrazu wszystko się wyjaśnia.
Baron, który stał pochylony ku Lupinowi, słuchając uważnie każdego jego słowa, — wyprostował się i patrzał na Lupina jak na warjata. Gdy Lu-