Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lupin już miał zamiar skinąć na przejeżdżający taksameter, ale zamyślił się.
— To nic, — szepnął, i tak go już nie dogonię! Spytał jeszcze kupca, czy po odjeździe pana Dulatre nikt tu nie przychodził.
— Owszem, — jakiś stary jegomość z siwą brodą, w okularach. Dzwonił do mieszkania p. Dulatre i odszedł z niczem.
— Bardzo panu dziękuję za informację, — odrzekł Lupin na odchodnem. Szedł pomału, zamyślony, nie odzywając się do mnie ani słowem. Widocznem było, że całe zagadnienie było mu trudne do odcyfrowania że niezbyt pewnie orjentował się jeszcze w sytuacji.
Sam mi to zresztą wyznał po chwili:
— Tego rodzaju sprawy wymagają raczej dużo więcej intuicji, niż rozwagi. Ale to sprawa djabelnie ciężka, — warto się nią naprawdę zająć.
Doszliśmy do bulwarów; Lupin wszedł do spotkanej na drodze czytelni i przeglądał bardzo uważnie i skrupulatnie dzienniki z ostatnich dwóch tygodni. Od czasu do czasu monologował półgłosem:
— Tak... Tak... jest to wprawdzie tylko hypoteza, ale hipoteza dająca wyjaśnienie na wszystko... A skoro znajduję w niej wyjaśnienie na każde pytanie, — zatem hypoteza moja nie musi być daleką od prawdy.
Tymczasem nadszedł wieczór; zjedliśmy kolację w małej restauracji i zauważyłem, że Lupin stopniowo ożywiał się coraz bardziej, nabierał humoru i fantazji. Kiedy wyszliśmy na bulwary, kierując się w stronę pałacyku barona Repsteina, — miałem już przed sobą Lupina, zdecydowanego na wszystko, gotowego do czynu i walki.
Zwolniliśmy kroku, nie dochodząc do ulicy de Courcelles. Pałacyk barona, ładny trzypiętrowy budynek, o fasadzie przystrojonej w karjatydy i zgrabne kolumny, leżał z lewej strony, między ulicą de Courcelles a przedmieściem Saint Honoré.
— Stój! — krzyknął nagle Lupin.
— Co takiego?