Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

będziesz próbował wyjechać z Paryża i nie dasz mi swego zezwolenia, — będzie gorzej!
A zwracając się do swego towarzysza, rzekł:
— Pilnuj go, ja idę do panny Anieli.
W tym samym czasie dwóch innych wspólników skrępowało już pokojówkę; panna Aniela, również spętana, leżała zemdlona na fotelu w swym buduarze.
Odzyskała jednak prawie natychmiast przytomność pod działaniem trzeźwiących soli, podsuniętych jej pod nos. Gdy otworzyła oczy, stał nad nią pochylony jakiś młody człowiek w eleganckiem wieczorowem ubraniu, o sympatycznej, uśmiechniętej twarzy.
— Bardzo panią przepraszam, — odezwał się grzecznie. — Może to wszystko poszło zbyt gwałtownie i nie zupełnie normalnie. Ale trudno, — okoliczności zmuszają nas niekiedy do postępków, na które sumienie nasze nie dałoby aprobaty. Proszę mi darować!
Bardzo delikatnie ujął ją za rękę, a wsuwając jej na palec szeroki, gruby, złoty pierścionek, mówił:
— Tak... zatem jesteśmy już zaręczeni... Proszę bardzo nie zapominać nigdy o tym, który włożył pani ten pierścionek... Błagam, — nie uciekaj pani do Paryża... proszę mi ufać bezwzględnie.
Mówił to z taką głęboką powagą i szacunkiem, równocześnie z taką pewnością siebie, że Aniela nie wiała siły się opierać. Skrzyżowały się ich spojrzenia. Szepnął gorąco:
— Co za cudne, przeczyste oczy! Jakże słodko byłoby żyć w promieniu ich spojrzenia! Zamknij je pani teraz...
Wyszedł z buduaru, — wspólnicy poszli również za nim, — a po chwili rozległ się huk odjeżdżającego automobilu. W pałacu zapanowało głuche utoczenie aż do chwili, gdy Aniela przyszedłszy zupełnie do siebie, zaczęła wołać o pomoc.
Zbiegła się służba; znaleźli skrępowanego księga; również Hiacynt i pokojówka, a nawet portjer leżeli nieruchomo, powiązani jak barany. Pokazało