Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prosty przypadek, panie szefie! Morderca wrzucił do Sekwany wszystkie rzeczy, któreby go mogły skompromitować. Kilka z tych rzeczy wyłowiono i oddano w moje ręce.
— Któż to zrobił?
— Pewien przewoźnik, który nie chciał wyjawić swego nazwiska, bojąc się jakich dochodzeń. Dzięki temu zyskałem pewne wskazówki — reszta poszła jak z płatka.
I Ganimard opowiedział szczegółowo, w jaki sposób przeprowadził dochodzenia
— I pan to nazywasz prostym przypadkiem, — zakrzyknął p. Dudouis z uznaniem. — Mówisz, że wszystko poszło jak z płatka 1 Ależ, Ganimard, to jeden z najpiękniejszych twoich sukcesów! Poprowadźże pam całą tę sprawę sam do końca! Tylko ostrożnie!
Ganimardowi spieszyło się też naprawdę. Zabrał swych ludzi i poszedł z nimi na wybrzeże św. Augustyna; tam rozmieścił ich naokoło domu, w którym mieszkał p. Prevailles. Odźwierna na zapytanie inspektora oświadczyła, że Prevailles jada na mieście, że jednak regularnie po kolacji wraca do domu.
I rzeczywiście, na parą minut przed dziewiątą odźwierna zauważyła z okna idącego p. Prevailles. Dała o tem znać Ganimardowi, który zapomocą gwizdka dał cichy sygnał swoim ludziom. Wzdłuż wybrzeża Sekwany szedł pomału jakiś jegomość, odziany we futro. Przeszedł przez środek ulicy, kierując się do swego mieszkania.
Ganimard podszedł ku niemu:
— Czy pan Prevailles? — spytał.
— Tak... A kto pan jesteś?
— Mam pewne polecenie...
Ale nie mógł dokończyć zdania. Na widok ludzi Ganimarda zjawiających się niespodzianie, Prćvailles cofnął się szybko pod ścianę domu, gdzie oparł się plecami o drzwi zamkniętego już sklepiku, — zwrócony twarzą do napastników.