Strona:PL Leblanc - Zwierzenia Arsena Lupina.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A jaki motyw zbrodni? — dopytywał się sędzia śledczy. — Widzę, że zamki wyłamane, szuflady powyciągane. Czy w tym kierunku ma pan pewne dane, panie Dudouis?
Szef Bezpieczeństwa Publicznego odpowiedział:
— Mogę w każdym razie postawić pewną hypotezę, opartą jedynie na zeznaniach pokojówki ofiary. Otóż zamordowana nie miała wielkiego talentu, — ale słynęła z urody. Przed dwoma laty wyjeżdżała na występy do Rosji i stamtąd przywiozła przepyszny szafir, podobno ofiarowany jej przez jednego z członków panującego domu. Jenny Saphir, jak ją od tego czasu stale nazywano, pyszniła się niesłychanie tym prezentem, — choć z ostrożności nigdy go nie nosiła przy sobie. Należałoby zatem przypuszczać, że morderca chciał wejść w posiadanie tego właśnie szafiru.
— A czy pokojówka wiedziała, gdzie jej pani szafir ten chowa?
— Nie, — nikt tego nie wiedział. A wnioskując z tego nieładu, z tych porozbijanych szuflad, można przypuszczać, że i morderca również nie znał tej skrytki.
— Musimy przesłuchać pokojówkę. — oświadczył sędzia śledczy Pan Dudouis odwołał na bok inspektora Ganimard:
— Co pan ma dziś taką dziwną minę, Ganimard? Czy masz pan już może jakie poszlaki?
— Nic absolutnie, panie szefie.
— Szkoda. Tym razem musimy się popisać. Już kilka ostatnio popełnionych zbrodni uszło bezkarnie; — sprawców nie znaleziono. Trzeba się nam zrehabilitować, — odnaleść sprawcę, i to szybko!
— Trudno to będzie, panie szefie.
— Musimy! Posłuchaj mnie, Ganimard: Wedle zeznań pokojówki Jenny Saphir prowadziła tryb życia bardzo regularny. Od jakiegoś miesiąca, po powrocie teatru, zatem koło godziny wpół do jedenastej w nocy, przyjmowała u siebie często jakiegoś jegomościa, który przesiadywał u niej do północy. „Jest