Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Robert bardzo wzruszony, choć trochę niedowierzający, szedł za braminem aż do wysokiej, sklepionej krypty, wspartej na grubych kolumnach. Zdawało mu się, że jest w nawie jakiejś gotyckiej kaplicy; lecz w miejscu ołtarza było tam tylko ogromne zwierciadło.
Dwaj fakirzy zapalili przed niem pochodnie z wonnego wosku i oddalili się cicho.
— Ujrzysz, co widzieć pragniesz — rzekł wówczas bramin — lecz cokolwiekbądź zobaczysz, musisz zachować najgłębsze milczenie, pod karą natychmiastowej i strasznej śmierci; gdyż wprowadzam tu w ruch siły potężne, któremi trudniej kierować, aniżeli parą lub elektrycznością.
Robert zobowiązał się milczeć. Ardavena zaś, ustawiwszy w trójkąt trzy złote trójnogi, napełnione żarzącemi węglami, brał z małej puszki, którą nosił u pasa, szczypty kadzidła i rzucał na węgle. Wkrótce dym gęsty zaciemnił wnętrze krypty.
Płomienne pochodnie przybladły, zwierciadło przysłoniło się mgłą, z której zwolna zaczęły się uwydatniać wyraźniejsze zarysy. Stopniowo zjawisko zrobiło się coraz jaśniejszem i wyrazistszem, podczas kiedy reszta krypty pogrążoną była w ciemności.
Robert zaledwie powstrzymał okrzyk zdumienia. O kilka kroków przed sobą ujrzał Ralfa, robiącego sekcję zwłok jakiegoś ptaka, przy świetle lampy, przepuszczonem przez szklaną banię, pełną wody.
Widział każdy ruch swego przyjaciela, słyszał go mówiącego do siebie, jak miał w zwyczaju.
Po jakiejś chwili do pokoju naturalisty weszła jego matka i przypomniała mu, że już czas na spoczynek. Ralf usłuchał wezwania z kwaśną miną, podniósł się