Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bezwątpienia Ardavena mówi prawdę, gdyż odczuwam jego niezmierną silę moralną. Otóż muszę uczyć się od niego walczyć w swojej obronie i starać się wynaleźć przyczyny otaczających mię dziwów, na pozór niewytłomaczonych.
Przybyli do ogrodów, otaczających mieszkanie przełożonego braminów. Pałac, któregoby pozazdrościł niejeden miljonowy radża, był okolony ogrodami, pełnemi kwiatów, wody i ciszy. Niezliczone posągi bóstw ożywiały jednostajność zieleni a Robert zauważył z przyjemnością, iż wieża, wyznaczona mu na mieszkanie, była zupełnie odosobniona od reszty budowli; płot z kolczastych kaktusów i akacji odgradzał tę część ogrodu.
— Tu będę zupełnie swobodnym — pomyślał.
Ardavena jednak sprawił mu jeszcze większą radość: po stopniach, wykutych wewnątrz skały, wprowadził go do wysokiej, sklepionej sali z górnem światłem. Było to prawdziwe laboratorjum uczonego, urządzone z nowoczesnym komfortem. Nie brakło tam ani bibljoteki, ani szaf, zapełnionych chemikaljami; stosy elektryczne były całkiem gotowe, a przyległy pokój był urządzony dla dokonywania sekcji i wyłożony całkowicie białym marmurem.
— Tu będziesz mógł pracować, będąc zaopatrzonym we wszystko — rzekł bramin. — Jeśliby zaś czego brakło, to zażądaj tylko, a dostarczę wszystkiego w najkrótszym czasie.
— Czy tu nikt nie mieszkał? — spytał Robert.
— Nie, jesteś pierwszym mieszkańcem tego ustronia. Wszystkie narzędzia są prosto ze składu, żadna bu-