Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zaszczytu wprowadzenia go do Akademji Królewskiej w Londynie i Akademji Nauk w Paryżu...
Oto wchodzi do sali posiedzeń tego świetnego zgromadzenia, lecz ze zdziwieniem widzi się w jakiejś ciemnej jaskini, olbrzymiej, ponurej, gdzie setki Erloorów latają wciąż z ogłuszającym szumem skrzydeł, krążąc tuż nad nim... czuje na sobie spojrzenia tych strasznych, płomiennych źrenic...
Zbudził się z czołem, oblanem zimnym potem i miał zasnąć na nowo, gdy krzyk rozdzierający zmącił ciszę nocy...
Co to było?...

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·


Nocna walka.

Robert zerwał się, pełen zgrozy. Ten krzyk szalonego przestrachu, stłumiony jakby chrapaniem, nie pozostawiał żadnej wątpliwości: to jeden z czuwających strażników został napadnięty, a może i zamordowany!
Chwyciwszy więc maczugę i nóż krzemienny, pobiegł w stronę, skąd krzyk dał się słyszeć. Było to na końcu wioski; po drodze widział, jak jej mieszkańcy wybladli, strwożeni, stali wsłuchani w ów krzyk krótki, urwany.
Może teraz gorzko żałowali swego zaufania względem przybysza, który im dał ogień a poniszczył ich bóstwa?...
Myśl ta była dla Roberta prawdziwym wyrzutem sumienia: uważał za nikczemność swój długi odpoczynek —