Strona:PL Le Rouge - Więzień na Marsie.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ich posiadaczy: śmieli się dobrodusznie i głaskali go po twarzy.
Nagle powstał wielki ruch w wiosce. Na łodziach, uplecionych z trzciny i okrytych zewnątrz skórami fok, przypływali ludzie, przywożąc worki różnych jadalnych korzeni i stosy zwierzyny, którą to żywność kobiety i dzieci rozdzielały z wesołością i śmiechem między wszystkich mieszkańców wioski.
— Szczęśliwi ludzie! — wykrzyknął Robert — nie znają uczucia posiadania czegobądź na własność, a zatem i różnych walk i nieszczęść, jakie ono za sobą pociąga!
Usiadł na ławie darniowej przed swojem przyszłem mieszkaniem, lecz Uau, zbliżywszy się do niego, dał mu znak, aby szedł za nim. Zaprowadził go na koniec wioski, gdzie wznosił się rodzaj szopy z gliny i gałęzi: w głębi widniały zarysy jakiejś wstrętnej postaci.
Bożyszcze to przedstawiało z przerażającą wiernością wampira, podobnego temu, który napastował Roberta.
Tułów był wyrobiony z drzewa, a skrzydła, podtrzymywane cienkiemi gałęziami, były umalowane na kolor żółto-brudny mieszaniną jakiejś delikatnej gliny z tłuszczem. Głęboko osadzone oczy, krótki, jak u buldoga, nos, potężna paszcza — wszystko czyniło tę twarz straszliwą i oddane było ze ścisłością drobiazgową.
Lecz, co najdziwniejsza, u stóp wzniesienia w kształcie ołtarza, na którym był umieszczony ów ohydny bożek, były poprzywiązywane przy palach wbitych w ziemię — różne zwierzęta i ptaki. Były tam wszystkie gatunki zwierząt i ptaków, od fok i kormoranów, do szczurów: słowem, okazy całej fauny tego kraju.