Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/221

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czarom cudzoziemców. Pasterze przenieśli się dalej ze swemi stadami, a monotonne pieśni arabskie przestały dźwięczeć wśród zarośli na łąkach: nic nie mąciło uroczystej ciszy. Nadawała ona temu krajobrazowi cechę ponurą i dręczącą; to też nawet Ralf, dotąd najlepiej się trzymający, odczuł tę melancholję i stał się posępnym.
Nagle Zaruk, wyszedłszy na szczyt niewielkiego pagórka, zawołał:
— My już przybyć na miejsce!
A wyciągając rękę, dodał:
— To być tam!
Robert ujrzał stos połamanych arkad, porosłych krzakami i zielskiem, potrzaskanych kolumn — szczątki wielkich budowli, leżące bezładnie.
— To są rzymskie ruiny — objaśnił Ralf — miss Alberta musi się tu niewątpliwie znajdować! Jest to jedyne schronienie, możliwe dla Niewidzialnych. Jestem pewnym, że zmęczeni gęstszem, niż na Marsie, powietrzem, oraz wycieczką nocną, śpią w najlepsze i zaskoczymy ich niespodzianie!
Robert, nie mogąc wydobyć głosu ze ściśnionego gardła, patrzył tylko błagalnie na przyjaciela, jako na jedynego wybawcę miss Alberty.
— Nie bądź-że mazgajem, do licha! — zgromił go tenże, pokrywając szorstkością wzruszenie. — Przecież ci powiedziałem, że musimy ją ocalić — więc rzecz skończona.
Jerzy, który dotąd oglądał ruiny, zbliżył się, mówiąc:
— Jaki też może być wewnętrzny rozkład tego zburzonego gmachu?