Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

podmorskiej, podziwiając łagodny wdzięk wodnych krajobrazów.
Nie śmiałem już wracać do szklanej wieży: dreszcz mię przechodził na wspomnienie tych długich, ślizkich palców, które jak węże miękkie a sprężyste oplotły mię silnie w niszy i pogardliwie wyrzuciły na korytarz...
Tak spędziłem cały tydzień w ciągłej obawie, lecz bez jednostajności.
Postanowiłem zwiedzić cały pałac podziemny i na każdym kroku robiłem zdumiewające odkrycia. W tych niezliczonych składach musiał jakiś naród przez wieki całe chyba gromadzić te bogactwa. Podziwiałem tam arsenały, gdzie bronie różne były wyrobione z kruszców mi nieznanych; przypominam sobie siekiery o poczwórnych ostrzach, które miały kolor i połysk szmaragdu, jak gdyby były ukute z zielonego złota.
Spotykałem też miedź, żelazo i złoto, lecz w małej ilości; natomiast metal najrzadszy między ziemskiemi, irydium, znajdowałem obficie, zachwycając się jego tęczowemi odblaskami.
Były tam porobione z niego wielkie kule, najeżone wewnątrz ostremi kolcami, a otwierające się w połowie; obie te półkule, których przeznaczenia nie mogłem się domyśleć, były złączone zawiasami.
Były tam nożyce ząbkowane różnych rozmiarów, niezmiernej wielkości, sieci z drucików jakiegoś lazurowego metalu, u każdego oczka których był mały zakrzywiony haczyk, jak u wędki.
Czy te wszystkie narzędzia służyły do pracy, czy wojny, czy tortur? Nie mogłem tego odgadnąć i nieraz godziny całe przechodziły mi na rozmyślaniu nad za-