Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


X.   Roślinotwory

Budziłem się tej nocy niejednokrotnie, napastowany przez widziadła senne, które powstawały zapewne wskutek przebytych wzruszeń i zmęczenia, lecz, co dziwniejsza, powtarzały się z identyczną dokładnością po każdem zaśnięciu na nowo.
Widziałem wtedy Erloora, który mi kolanem gniótł piersi a ręką dusił za gardło, lub też czułem, jak potworny wąż owija mię i miażdży swemi kręgami. Budziłem się, oblany zimnym potem i dopiero widok spokojnego obozowiska, ognia i czuwających Marsjan uspokajał moje nerwy.
W dali, na tle nieba, widać było jakby wielką, ciemną chmurę.
To nieprzyjaciele nasi, drobni rozmiarami, lecz przerażający swą nieogarnioną ilością! Usypiałem po niejakiej chwili, aby znów we śnie męczyć się jak poprzednio...
Nareszcie dzień zaświtał i dałem znak obudzenia mojej drużyny. Eoja, przyszedłszy mię pocałować na dzień dobry, jak to zwykle robiła, opowiedziała mi, że i ją trapiły sny przykre, zupełnie do moich podobne. Udawałem, że nie przywiązuję do tego żadnej wagi, jednak wytworzyło to we mnie niepokój, będący także następstwem zmęczenia i bezsenności. Uderzyło mię to, iż Eoja była ciągle smutną i zamyśloną: pomimo usilnych starań, nie mogłem rozproszyć obaw mojej małej przyjaciółki.
— Napróżno mię uspokajasz — szepnęła, poruszając przecząco swoją zgrabną główką — czuję, że grozi