Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla nas nieznanej. Pomimo zmęczenia, nie mogłem z niepokoju usnąć przez noc całą; szczęściem, obawy moje okazały się płonnemi i nic nie zakłóciło spokojnego snu moich poddanych.
Wschód słońca zastał już wszystkich na nogach, czyniących gorączkowo przygotowania do powrotnej podróży.
Pomimo odniesionego nad wrogami zwycięstwa, pilno było Marsjanom znaleźć się znów na rodzinnych trzęsawiskach, w swych spokojnych chatach. Może w tem było i nieco próżności: chcieli jak najprędzej pochwalić się przed krewnymi i sąsiadami łupem swojej podróży, składającym się z owoców i zwierząt z wielkich, nieznanych im dotąd lasów.
Wesoło ruszyliśmy w drogę, stąpając po miękkim mchu czerwonym, mającym wygląd aksamitu czy pluszu.
Wszyscy nasi towarzysze byli obciążeni przyborami podróżnemi lub zwierzyną, ja tylko z Eoją szliśmy swobodnie, nie niosąc niczego. Mieliśmy też kilka wielkich naczyń glinianych, w których były żarzące węgle, ukryte w popiele, będące nieocenionym skarbem naszym i bronią.
Ten pierwotny sposób przechowywania ognia musiał nam wystarczać do czasu, w którymbym mógł przysposobić jeśli nie zapałki chemiczne, to choć krzesiwo i hubkę.
Patrząc na nasz orszak, kroczący z powagą, nie mogłem powstrzymać uśmiechu na myśl, iż te pióra na głowach, długie szaty, łuki i strzały w rękach nadawały mu pozór jakiegoś uroczystego pochodu assyryjskiego czy też babilońskiego.
Około południa znaleźliśmy się nad rzeką, której