Strona:PL Lange - Miranda.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyższość i szczęśliwość w swojem kole, dlaczego zamykacie się w sobie i nie dopuszczacie innych do tej wyższości? Czy to nie jest egoizm? Wiem, że jutro zaczyna się wojna z Telurją: czy nie byłoby raczej lepiej narzucić im wasze ustawy i wciągnąć ich w obręb waszego wyższego istnienia?
— Na to ci odpowiem, krótko: jest u nas pewna grupa, która do tego dąży, ale narzucić paru miljonom ludzi nasz tryb egzystencji — jest to zadanie, którego jak na teraz — nikt u nas nie rozwiązał należycie. Wymaga to czasu: nie zapominaj, że i u nas jeszcze nie ze wszystkiem przyjęły się ideje, które nasi mędrcy ogłosili. A cóż dopiero śród ludów obcych, które wiekami nawykły do innego bytu. Pomyśl sobie, że byśmy chcieli nasze normy narzucić Anglikom: żyją oni w gruboskórnym a bezwzględnym egoizmie, oddychają powietrzem nieustannych walk i interesów, drukują książki i gazety — i naraz my byśmy ich mieli tego wszystkiego pozbawić. Ależ całe ich życie straciłoby swoją podstawę logiczną: powstałby chaos. Telury uważają, że ich urządzenia są najdoskonalsze, a Kalibany zapewniają, że jak oni się wezmą do reform — to zrobią to lepiej, niż my; niektórzy, co do nas przyjeżdżali, zaraz chcieli u nas wszystko poprawiać. Jedyna rzecz, którą ci czy owi chcieliby od nas otrzymać, to nasze misericordie i nasza maszyna nirwidjalna. Ale dać takie rzeczy w ich ręce czy w ręce Anglików — to znaczy narazić świat na jakieś niesłychane nieszczęście: bo nicby ich nie powstrzymało od nadużycia i zbrodni.
— A więc dobrze — nie odsłaniajcie im tajemnicy: ale wiecie wy, ilu ludzi zginęło w czasie tej z górą pięcioletniej rzezi? I wy najspokojniej się temu przyglądacie? I nie powstrzymaliście tej okropnej wojny?