Strona:PL Lange - Miranda.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeżeli jesteście tak potężni, czemu ich nie podbijecie?
— Dla wielu powodów: nie chcemy do swej republiki wprowadzać elementów niższych, a nadto uważamy, że dobrze jest mieć nieprzyjaciół, gdyż ci zmuszają nas do czujności i stałego pogotowia. Gdybyśmy ich podbili — mielibyśmy w organizmie zarazek szkodliwy — i stracilibyśmy czujność. Niewolników zaś mieć nie chcemy.
— Jakże działa ten mieczyk, jeżeli wolno zapytać?
— Pokażę ci to innym razem. Będziemy mieli ćwiczenia wojskowe — jutro, lub pojutrze.
— A teraz jeszcze proszę mi powiedzieć, co to za napój?
— Jest to djament płynny. Na naszej wyspie jest niezliczona ilość djamentów, a zresztą za pomocą Nirwidjum umiemy przetwarzać węgiel na djament. Również przy pomocy pewnej reakcji Nirwidjum — djament się skrapla i staje się tym płynem bezbarwnym, który piłeś. Zazwyczaj mieszamy go z sokiem winogron — i mamy wino nad wina!
Pani Sakuntala, żona mego gospodarza, mało się odzywała w czasie naszej rozmowy. Umiała za to milczeć w niezmiernie miły sposób, co jest rzadkim talentem. Od czasu do czasu zbliżała się do instrumentu muzycznego, gdy milknął — i na nową melodję go nastrajała. Nagle spojrzawszy w okno, rzekła:
— O, idą moi rodzice.
Jakoż wkrótce wszedł do izby piękny starzec o postawie senatora z dostojną niewiastą, jaką być musiała Wolumnja, matka Korjolana.
Pokłoniłem się tym czcigodnym osobom, które już o mnie były uprzedzone przez Damajanti. Ale Wasiszta z wielkiemi pochwałami mówił o Angliku (ciągle mię tak nazywano).
Starzec powiedział: