Strona:PL Lange - Miranda.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Choć nie zbyt świetnie wyglądałem w swem poplamionem i poszarpanem ubraniu, na widok ich powstałem i zacząłem pokłony im składać, gestami pokazując zarazem, że jestem głodny.
Ponieważ znalazłem się w krainie, gdzie wiele zjawisk odbywa się zupełnie inaczej niż u nas, nie dziwcie się zatem, że co chwila zaskoczony jakim dziwem — dziwowałem się nieustannie. I teraz właśnie oniemiałem z podziwu.
Słońce w owej chwili stanęło na samym środku nieba; było południe i promienie jakby pionowo spadając na ziemię przepłynęły, rzekłbyś, przez postać nieznanych mi istot — jakby zlały się z nimi w jedność nierozdzielną; — na mgnienie oka ludzie owi rozpłynęli się w promieniach i zniknęli, jakby ich nie było zupełnie.
Sądziłem że to były zjawy senne. Ale po chwili ujrzałem ich na nowo, a tak się zachowywali, jakby nigdy nic nie zaszło; snadź o tem nic nie wiedzieli; było to wyłącznie moje wrażenie.
Wówczas dopiero zauważyłem niesłychaną subtelność ich ciała; ich jakby zamgławność i przezroczystość; rzecby można, że ciało ich będąc ciałem, jednocześnie było jakąś zjawą bezcielesną. Wyznaję, że nanowo zacząłem się wahać, myśląc, co to za jedni: może aniołowie?
Jedna z kobiet — owa Beatrycze — otworzyła swój woreczek i wyjęła z niego złote puzderko, z którego podała mi rodzaj kulki rozmiarów nieco większych, niż ziarnko kawy.
Aby mi pokazać, co mam czynić, sama wzięła do ust taką kulkę — zaczęła ją ssać tak jak się ssie t. zw. landrynki.
Naśladowałem ją, uśmiechając się sam do siebie, choć zresztą i moja bogini też się uśmiechała.
Owóż w miarę ssania czułem w ustach coraz to inne smaki; tak jakbym kolejno coraz in-