Strona:PL Lange - Miranda.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Była to b. poważna władza moralna i społeczna w naszej miejscowości — i nawet przedstawiciele rządu rosyjskiego z mim się liczyli, a niższe stopnie nawet porady u niego szukały.
Z gospodarzem moim zaprzyjaźniłem się wielce i nieraz gadaliśmy o zjawach, jakie on widywał lub wywoływał. Szaman dziwił się, skąd ja znam jego tajemnice i uważał mnie za wielkiego czarownika.
W istocie sztuka medjumiczna była po wszystkie czasy i we wszystkich krajach — jedna i ta sama — i stąd jest wielkie podobieństwo jej procedury i zjawisk. Europa tylko zarzuciła tą sztukę, gdyż inną poszła drogą, ale teraz i ona do niej powraca — przytem z zasobem większym wiedzy pozytywnej.
Przyglądając się praktykom szamana, przekonałem się, że jest on naraz i magnetyzerem i medjum: na tem polega jego siła.
Szaman nie był wcale zazdrosny, kiedy ludność zwracała się do mnie w różnych sprawach; młodzi mówili mi o swoich troskach miłosnych, kobiety żądały zaklęć przeciw bezdzietności, starsi poszukiwali środków na choroby lub poprawę gospodarstwa. Szaman sam chętnie słuchał moich wskazań — podobnie jak ja chciałem skorzystać z jego doświadczenia.
Mnie głównie zastanawiał problemat — czy u mego szamana w czasie transu przy materjalizacji widma odbywa się dematerjalizacja ciała, jak to było u Mirandy. Oczywiście nic mu o tem nie mówiłem, ale rzecz obserwowałem.
Szaman dla swoich czarów wprowadzał się sam w stan katalepsji: jego pomocnik, przyszły szaman, miał obowiązek budzić go po pewnym czasie, choć mój gospodarz mógł też sam sobie nakazać, że się obudzi o takiej a takiej godzinie; czynił to jednak dla nauki i ćwiczenia swego następcy. Czasami ja zastępowałem pomocnika.