Strona:PL Lange - Miranda.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z Londynu odpisano mi natychmiast, że się tą sprawą zajmą — i zawiadomią, skoro tylko ich dojdzie jakakolwiek cenna informacja. Uprzedziłem ich, że wyjeżdżam niedługo do Warszawy i skoro tylko stanę na miejscu, natychmiast prześlę im adres.
Dzięki pomocy Henryka i paru innych osób otrzymałem przejazd w wagonie dyplomatycznym — i po paru dniach dojechałem do nowej granicy Rzeczypospolitej Polskiej. Rozumiecie, z jakiem wzruszeniem powitałem po tylu latach kraj rodzinny — zwłaszcza wobec zmian, jakie w nim niespodzianie poczyniła Opatrzność.
W Zbąszyniu przeniosłem się z dyplomatycznego wagonu do zwyczajnego, co się okazało wielkim błędem. Pomijając bowiem, że zmieniłem wspaniałą karocę na jakiś po austrjakach pozostały zdezelowany furgon — inna jeszcze z tego wynikła bardzo przykra dla mniehistorja
Zrobiłem tę zamianę poprostu dlatego, że chciałem się zetknąć z tym nowym człowiekiem, jakiego oczekiwałem w kraju po tak gwałtownym i wyjątkowym przewrocie.
Istotnie bardzo ciekawe rzeczy widziałem tu dokoła, ale nie mam zamiaru tych wrażeń wam opowiadać, gdyż wy to lepiej znacie odemnie.
Natomiast muszę wam powiedzieć, co za przykrość mię dotknęła.
Ponieważ zmieniłem pociąg, odebrałem z bagażu swoją walizę i dałem ją na bagaż za moim nowym biletem. Było to na granicy prusko-polskiej, kwit mi wydano i spokojnie siadłem do wagonu.
Nazajutrz rano byłem w Warszawie. Poszedłem natychmiast po odbiór swej skrzynki. Tragarz zaczął jej szukać: szukał kwadrans — pół godziny — godzinę; nie znalazł.