Strona:PL Lange - Miranda.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdym czytał tę ironiczną notatkę, Nawara nie mógł się od łez powstrzymać. Wyznał mi, że pół roku po tej katastrofie — przepędził w domu obłąkanych: istotnie przypominam sobie, że na pewien czas przepadł bez wieści.
— Nie masz pojęcia — mówi mi — ilu nieszczęść uniknąłby świat, gdyby Nirwid nie był zginął — i gdybyśmy jego wynalazek poznali. Co się mnie tyczy, to ja na jego niektórych narzędziach oparłem pewną myśl najwyższej wagi. Ty wiesz, że ja nigdy nie wymawiałem tego wyrazu: Polska. Taką sobie klątwę składała Legio fulminata. Ale zgodnie z jej nakazem myślałem o niej zawsze i nieustannie. Widziałem ją w takich barwach, w jakie ją przystroiły natchnienia wieszczów jasnowidzących. Jednakże oddawna już przeciw tym jasnowidzącym wystąpiły „ślepe mazury“, a jak obawiać się należało — ci ślepcy mogli zwyciężyć jasnowidzów. Nie o to zresztą chodzi w danej chwili. Nirwid zbudował oręż bardzo podobny do tych mieczów, o których mi mówiłeś: paraliżował on na długi przeciąg czasu nieprzyjacnela, nie zabijając go jednakże. Był nieomylny i działał na setki ludzi jednorazowo. Przytem Nirwid zbudował dla armji, zbrojnej jego mieczem, pancerze ochronne; żołnierz nirwidowski był invulnerable. Nikt mi nie może z tego uczynić zarzutu, że mając dostęp do takich środków, myślałem o jednej tylko rzeczy: o niepodległości Polski. Przygotowałem cały plan; niemal wyznaczyłem dzień. Miało to się rozpocząć w sierpniu 1914 r. Byłaby to wojna potężna, owocna i bezkrwawa. Gdybym miał pięćdziesiąt tysięcy takich mieczów — byłbym panem świata. Dodam, że Nirwid stworzył jakiś ekstrakt skondensowanego białka, który miał stanowić o przeżywieniu lu-