Strona:PL Lange - Miranda.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stolicy, prosząc, aby ich dopuszczono do ceremonji odcielośnienia.
Jednakże dla mnie — pobyt na tej wyspie utracił wszelki powab. O tem tylko marzyłem, aby Surjawastu pożegnać i udać się gdziebądź, choćby do Kalibanów.
Próżno mię nęcił Wasiszta, chcąc mi pokazać tutejsze szkoły, wytwórnie różnych objektów potrzebnych do życia, gospodarstwo rolne, hodowlę bydła i t. d. — Wiedziałem o tem pokrótce, ale już nie byłem tego ciekawy: i choć niejedno jeszcze wiem, nie będę wam o tem mówił. Przyszło mi do głowy, że często najidealniejsze zasady łączą się ze szczególnem okrucieństwem w czynie. Jakże można w tym świecie istot uduchowionych — uwieczniać tradycję tak barbarzyńskiej ofiary? Nie — nie mogłem tu dłużej pozostać.
Noc miałem niespokojną — ukazała mi się w sennem widzeniu Lenora, jakby żegnając mię na wieki.
Prosiłem nazajutrz Wasisztę, aby mię przewiózł przez Kallibanję do jakiego portu. Muszę tu bowiem zaznaczyć, że ponieważ Słońcogród żadnego handlu nie prowadzi, gdyż sam sobie doskonale wystarcza, przeto nie ma zupełnie floty ani przystani. Wasiszta się zgodził na moje prośby — a mnie już roił się powrót do Europy — poszukiwanie Mirandy — i nowe z nią seanse. Przyszło mi nawet do głowy, czyby nie dało się wykąpać zjawę fluidyczną Mirandy (t. j. Lenorę) w Nirwidjum płynmem; o ogniu już nie marzyłem. Wasiszta nie uważał tych życzeń za niemożliwe; owszem, bardzo gorliwie zajął się tą sprawą: dostarczył mi parę butelek Nirwidjum, zaznaczając, że jedna szklanka wlania do zwykłej wanny z wodą bardzo garącą poniekąd zastępuje ogień; analogiczna kąpiel zimna — służyć może do zahartowania widma.