Strona:PL Lange - Miranda.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

starzec w stroju czarno-złotym; długa biała broda spływała mu na piersi, w ręku zaś miał rodzaj laski czy też buławy. Zabrzmiała muzyka uroczysta, a przez okno spływało światło słoneczne, załamując się w rozmaite barwy po przez szyby kolorowe. Kiedy muzyka ucichła, Narajana przemówił:
— Ażeby zmniejszyć sumę cierpienia na ziemi — zmartwychwstała Rzeczpospolita Słoneczna. Nie mówię, aby cierpienie unicestwić, gdyż cierpienie jest to droga, co prowadzi człowieka ku wyższości, ale człowiek na ziemi cierpi zbyt wiele. Nadmiar cierpień jednakże ma główne źródło w ludzkim egoizmie. Trzeba więc zwalczyć egiozm, aby tylko te cierpienia pozostały, które są ponad i poza egoizmem. Ojcowie nasi — twórcy tej Republiki Słonecznej — wielkim wysiłkiem woli magnetycznej i myśli analitycznej stworzyli i wyższy rodzaj człowieka, wyzwolonego z cielesności i egoizmu, ale jeszcze nie najwyższy. Posunęliśmy się o jeden stopień wzwyż nad człowieka zwykłego. Ale musimy posunąć się wyżej.
Są między nami istoty, które do tego jeszcze wyższego człowieka prowadzą. Ojcowie nasi uważali za drogę do stworzenia tego wyższego człowieka — ofiarę. Zazwyczaj ofiarą trzy razy w ciągu stulecia bywał ten, którego nazywano Słońcem. Gotowałem się więc dziś na ten święty obrząd, gdy oto zjawiła się u mnie niewiasta doskonała, której woli niezłomnej musiałem ustąpić. Ona chce się oddać bogom na ofiarę — ona chce swoją śmiercią dać świadectwo prawdzie, chce swoim czynem rozpocząć nowy okres naszej tęsknoty ku doskonałości. Jakkolwiek wolałbym, aby mnie raczej przypadł ten zaszczyt ofiary, nie wolno mi odmówić świętemu wezwaniu, które bogowie jej podsunęli. Idź więc, wybranko — i wyzwól swą istność z ostatnich obsłon cieles-